Przez 13 lat bawił widzów rolą doktora Wstrząsa w serialu "Daleko od noszy" i jego kontynuacjach. Ojciec dorosłych już córek Pauliny i Karoliny opowiada "Rewii" o dziewczynie imieniem Beata oraz o tym, jak poznał żonę.
Czy dzięki aktorstwu zdobył pan powodzenie u kobiet?
Bardzo lubię kobiety, ale nigdy specjalnie nie odczuwałem ich zainteresowania moją osobą. Nie martwiło mnie to zbytnio, bo od lat w moim życiu jest ta jedyna. Nie miałem też nigdy tak zwanego sposobu na dziewczyny.
Jak długo zna pan żonę?
Od drugiej klasy technikum. Z Jagodą mamy długi staż i ciągle jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, kochankami, powiernikami. Często ludzie mnie pytają, jak trafić na drugą połówkę. Odpowiadam, że nie mam pojęcia, bo nie jestem ideałem. Trzeba po prostu mieć szczęście w życiu.
A zaczęło się od koncertu z zespołem rockowym. Gdzie?
Niektórzy spotykają swoja drugą połówkę w pociągu, inni na plaży, jeszcze inni na koloniach. My spotkaliśmy się w kościele. Bardzo dobre miejsce. Ja grałem od strony ołtarza, więc Jagoda była we mnie wpatrzona (śmiech).
A kim jest Beata?
To była platoniczna miłość. Biegałem za nią, pisałem dla niej wiersze, a ona nie zwracała na mnie uwagi. Byłem wtedy chyba w 8. klasie szkoły podstawowej. Po wielu latach spotkałem ją. Porozmawialiśmy. Powiedziałem, że się w niej kochałem. - Gdybym tylko o tym wiedziała - odparła. - Jak to? Nie wiedziałaś? Gdybyś tylko na mnie spojrzała, to byś się domyśliła! - skwitowałem.