Reklama
Reklama

Krzysztof Krawczyk nie żyje. Żona Ewa była przy nim do końca!

Informacja o śmierci legendarnego gwiazdora poruszyła całą Polskę. Nie było tajemnicą, że Krzysztof Krawczyk (†74 l.) zmaga się z problemami zdrowotnymi, ale tego, że stanie się najgorsze, mało kto się spodziewał. Jego ukochana Ewa, z którą żenił się czterokrotnie, czuwała przy nim do końca...

Krzysztof Krawczyk urodził się 8 września 1946 r. w Katowicach. Na scenie zadebiutował w 1963 r. w zespole Trubadurzy. Po 10 latach rozpoczął karierę solową.

W latach 70. wylansował m.in. przeboje "Jak minął dzień", "Parostatek" i "Pamiętam ciebie z tamtych lat".

Na początku lat 80. Krawczyk wyjechał na pięć lat do Stanów Zjednoczonych, gdzie koncertował w klubach Chicago i Las Vegas. 

Po powrocie do kraju w 1988 r. miał poważny wypadek samochodowy, co zmusiło go do wycofania się na pewien czas z życia artystycznego.

Reklama

Na początku lat 90. wrócił na krótko do USA, by nagrać w Nashville płytę "Eastern Country Album". W połowie lat 90. wrócił na stałe do Polski.

W 2000 r. Krawczyk wystąpił przed papieżem na Placu Świętego Piotra. W tym samym roku spotkał się z urodzonym w Sarajewie kompozytorem Goranem Bregoviciem, z którym nagrał przebojową płytę "Daj mi drugie życie" (2001).

W 2020 r. Krzysztof Krawczyk zawiesił działalność artystyczną. Na dalszą aktywność zawodową nie pozwalał mu stan zdrowia...

Na szczęście miał obok kochającą żonę Ewę, która była z nim do końca. 

Ewa i Krzysztof Krawczykowie w zeszłym roku świętowali 35. rocznicę swego... pierwszego ślubu. 

Kiedy w 1985 roku 38-letni wówczas piosenkarz ożenił się w Stanach Zjednoczonych z młodszą od niego o 13 lat Ewą Trylko, nie przypuszczał, że amerykański ślub okaże się po powrocie do Polski nieważny i że będzie musiał zorganizować kolejny. 

Nie przypuszczał też, że w sumie Ewa stanie u jego boku na ślubnym kobiercu aż cztery razy! W 2008 roku, trzy lata po... rozwodzie, po raz ostatni powiedzieli sobie "tak". 

Mało kto dziś bowiem pamięta, że w 2005 roku media obiegła informacja, że po dwudziestu latach wspólnego życia Krawczykowie postanowili się rozwieść.

2 września 2005 roku za zamkniętymi drzwiami jednej z sal łódzkiego sądu rejonowego ich małżeństwo zostało rozwiązane. Żadne z nich nie chciało w żaden sposób skomentować tego, co wydarzyło się w ich życiu i doprowadziło przed oblicze sędziego... Ewa przyznała tylko, że to ona złożyła pozew, a podczas rozprawy zgodziła się, by rozwód nastąpił bez orzekania o winie. 

Kilka miesięcy wcześniej Krzysztof Krawczyk zapewniał w wywiadzie, że jest bardzo szczęśliwy, a żona to jego największy skarb.

"Mamy wspólną wielką pasję: dawanie innym miłości. Pozytywne uczucia wracają do nas jak bumerang i sprawiają, że czujemy się potrzebni. Ta świadomość wystarcza, by zapomnieć o osobistych kłopotach i porażkach. Mamy dla kogo żyć! I to jest nasza recepta na szczęście i prawdziwą miłość" - wyznał.

Ewa Krawczyk zdecydowała się wystąpić o rozwód, bo - jak twierdził Krzysztof Krawczyk - uwierzyła ludziom, którzy spreparowali dowody jego rzekomej zdrady.

"Ona jest o mnie piekielnie zazdrosna, choć nie ma powodu. Fakt, popełniłem kilka błędów, ale zawsze byłem jej wierny" - powiedział tuż po rozwodzie.

Po rozprawie wrócili jednak do domu razem. O tym, że któreś z nich musi opuścić dom w Jedliczach, w ogóle nie było mowy.

"Najpierw mijaliśmy się w domu, a po miesiącu uznaliśmy, że to nie ma sensu i zostaliśmy... narzeczonymi. Doszliśmy do wniosku, że jednak chcemy być razem" - opowiadał Krzysztof Krawczyk.

Po trwającym trzy lata narzeczeństwie, w 2008 roku, Ewa po raz czwarty usłyszała od ukochanego słowa małżeńskiej przysięgi. 

Ewa Krawczyk była nie tylko wielką miłością swego męża, ale też jego menadżerką i osobą, która dbała o jego finanse i zdrowie. 

Krzysztof od lat zmagał się ze skutkami wypadku samochodowego, z którego tylko cudem udało się mu ujść wówczas z życiem. 

"Gdyby nie Ewa, która zmusza mnie do ćwiczeń, byłbym kaleką. Zawdzięczam jej wszystko. Jestem szczęściarzem, że Bóg skrzyżował kiedyś nasze drogi. Bez jej miłości już dawno by mnie nie było. Ona jest moim aniołem" - mówił.

Ten anioł był z nim do końca jego dni...

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy