Katarzyna Dowbor wspomina trudne początki „Naszego nowego domu”

Oprac.: Aldona Łaszczka

Katarzyna Dowbor
Katarzyna DowborBaranowskiAKPA
Przez pierwsze trzy lata łapałam się za głowę. Nie zdawałam sobie sprawy, w jakich warunkach mogą żyć ludzie. Teraz już za głowę się nie łapię. Dziś myślę tylko co zrobić, by było lepiej. (...) Nie ma co się rozczulać, trzeba wziąć się do roboty, pogadać z tymi rodzinami

Trudne początki "Naszego nowego domu"

Rodzina, którą wybierzemy, musi też chcieć opowiedzieć nam swoją historię. Zdarzało się nam trafiać na rodziny, które chciały, aby wyremontować im dom, a zarazem zaznaczali, że nic o sobie nie będą mówić. Trudno nam się na to zgodzić. My tej historii potrzebujemy. Znamy kulisy, które nie zawsze możemy zdradzić. Staramy się, aby rodziny, którym pomagamy, nie poczuły się gorsze, żeby nie poczuły, że są w jakikolwiek sposób stygmatyzowane, poniżane, bo nie stać ich na remont domu, czy na coś, co niemal każdy z nas ma. Na przykład każdy z nas ma łazienkę. Okazuje się jednak, że są miejsca, środowiska, gdzie kogoś, kto nie ma łazienki, wyzywa się od "śmierdzieli" i "brudasów". To okropne i obrzydliwe.
Nie wyrzucamy wartościowych mebli. Oczywiście zmieniamy naszym bohaterom cały dom, ale jeżeli rodzina chce sobie coś zatrzymać, to nam mówi i my te meble zostawiamy, czy to w stodole, czy w komórce, albo oddajemy tym, którzy po te meble przyjeżdżają. Wyrzucamy te, które są spleśniałe i przesiąknięte grzybem.
Kamila Boś nie chce hodować nielegalnych kwiatków!pomponik.tv
pomponik.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?