Reklama
Reklama

Kasia Nosowska: Sądziłam, że zdrady nie wybaczę - wybaczyłam

Kasia Nosowska (49 l.) zdradziła nieznane fakty dotyczące jej związku z Pawłem Krawczykiem, gitarzystą zespołu Hey.

Para pod koniec ubiegłego roku, po 17 latach wspólnego życia, pobrała się podczas rodzinnej uroczystości zorganizowanej w Las Vegas.

Muzyk, jak wyjawiła Kasia w swojej książce "A ja żem jej powiedziała", zmaga się z chorobą alkoholową. W ubiegłym roku świętował pierwszy rok trzeźwości. Z tego powodu w ich domu nie odbywają się już imprezy zakrapiane alkoholem. Przerzedziło się także grono znajomych.

Teraz, w wywiadzie dla "Twojego Stylu", wokalistka opowiedziała o kryzysie, jaki miał miejsce w ich związku. Doszło bowiem do zdrady!

Reklama

"Całe życie sądziłam, że zdrady nie wybaczę, no i proszę - wybaczyłam" - mówi Nosowska na łamach "Twojego Stylu".

"Okazało się, że nie jestem małostkowa - z tego jestem dumna. Nie drapię ran, chcę widzieć przyczyny: dlaczego mnie to spotkało, jakie zdarzenia prowadziły do kulminacyjnego momentu, kiedy pojawia się osoba trzecia. Jaka jest moja odpowiedzialność? Musiałam się zastanowić, czy chcę pompować urazę, złość, gniew. Tym bardziej że te emocje najbardziej zakażały mnie. Często nam się zdaje, że miłość jest najwspanialsza, kiedy się wszystko wspaniale układa - trzymamy się za ręce, biegamy po plaży w zwolnionym tempie, seks uprawiamy niemal non stop. Tak jest w kinie. Ja mogłam zobaczyć, co to jest miłość w najprawdziwszej odsłonie. Zrozumiałam, że partner jest darem także dlatego, że stawia przed nami wyzwania. To było wyzwalające. Postanowiłam zaufać. Paradoks - zaufać komuś, kto mnie psychicznie przenicował tak, jak nikt dotąd. Uważam, że to jest piękna opowieść o miłości".

Artystka podkreśla, że zdecydowała się wyjść za mąż, gdyż "przestała bać się związku". Nie oczekuje już od miłości poczucia bezpieczeństwa i pewności, że jest ona dana na zawsze. Jeśli nie wyjdzie jej z Pawłem, po prostu się rozejdą.

"Przetrwam, jeśli się skończy. Po tym, co przeszliśmy, oboje mamy świadomość, że nie jesteśmy razem z przymusu. Albo dlatego, że się przyzwyczailiśmy, że tak jest wygodniej. Jesteśmy, bo chcemy. Przy czym akceptuję jego prawo do powiedzenia: 'Nie. Jednak muszę iść gdzie indziej'. Nie będę skamleć, błagać, żeby został, bo przecież sobie obiecaliśmy. Nie napinam się, że ślub to gwarancja. Sobie też daję prawo do stwierdzenia: Oto nasz wspólny spacer przez życie się skończył. To jest niesamowicie ożywcze, mnie oswobodziło".

***

Zobacz więcej materiałów:

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy