W katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 osób, w tym Paweł Janeczek, oficer BOR, a prywatnie mąż dziennikarki Joanny Racewicz.
Osierocił wówczas 2-letniego syna Igora. Dziennikarce w jednej chwili runął cały świat.
W kwietniu minie 10 lat od tej wielkiej tragedii. Niestety, katastrofa nie zjednoczyła naszego narodu, a jeszcze mocniej podzieliła między sobą rodaków. Winę za to ponoszą politycy pewnej opcji, którzy wykorzystali ją do celów politycznych.Kłótnie i wzajemne przepychanki trwają od lat. Zapomina się jednocześnie o rodzinach ofiar, którym odebrano możliwość przeżywania żałoby w ciszy i spokoju. Rany rozdrapywane są co roku. W 2020 czeka nas 10. rocznica. Obchody zapewne będą bardziej wzniosłe i prowadzone na większą skalę. Joanan Racewicz panicznie boi się tego dnia. Postanowiła jednak, że na ten czas wyjedzie z Polski, by bardziej nie cierpieć. Przyznaje bowiem, że ostatnie lata były dla niej pasmem udręk. "Mam taki plan, żeby zniknąć w kwietniu, zabrać synka i nie być świadkiem tego, co się będzie tutaj działo. To jest tak, że przez nasze życie przejechał potężny walec, taki historyczny. I wiele zmiażdżył, nie pozwolił bardzo długo jakoś się pogodzić z tym wszystkim, co się wydarzyło.
Mój syn odebrał bardzo bolesną lekcję dorosłości na wielu różnych etapach" - wyjawia w rozmowie z Wideoportalem Joanna.
Zobacz również:


***