W 1982 roku Jan Ciszewski odbył swą ostatnią służbową podróż. Był już bardzo chory, gdy relacjonował mecze rozgrywane podczas mundialu w Hiszpanii. Cukrzyca i marskość wątroby doskwierały mu tak bardzo, że musiał faszerować się morfiną, by nie wyć z bólu.
Antoni Piechniczek - ówczesny trener polskiej drużyny narodowej - wyznał na łamach swej książki, że Ciszewskiego po powrocie do Polski z lotniska zabrała karetka, co później zdementowała Krystyna Ciszewska, twierdząc, że osobiście odebrała męża z Okęcia.
Jan Ciszewski nie wyobrażał sobie życia bez komentowania sportu. W ostatnim wywiadzie powiedział, że nie rzuci w wieku 52 lat tego, co jest jego największą pasją i daje mu największą radość. W sierpniu 1982 roku napisał w "Przeglądzie sportowym", że nie zamierza przechodzić na emeryturę. Trzy miesiące później już nie żył...
Dopiero po śmierci Jana Ciszewskiego (odszedł 12 listopada 1982 roku) wyszło na jaw, że najpierw Milicja Obywatelska, a potem PRL-owskie służby bezpieczeństwa zwerbowały go do współpracy... szantażem. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, gdy święcił największe triumfy jako komentator i jednocześnie nie stronił od hazardu, gra w pokera na pieniądze była w Polsce zakazana i można było trafić do więzienia, jeśli zostało się na niej złapanym.
Wykorzystano to, by nakłonić go do donoszenia na sportowców. Dostał pseudonim "Sprawozdawca". Przez wiele lat Jan Ciszewski uważany był za jedną z najbardziej znanych postaci ze świata sportu uwikłaną w kontakty z SB (tak przynajmniej twierdzi dr Grzegorz Majchrzak w książce "Tajna historia futbolu. Służby, afery i skandale" wydanej w 2017 roku).
W znajdującej się w IPN teczce dziennikarza nie ma jednak podpisanego przez niego zobowiązania do współpracy, a z notatek oficera prowadzącego jego sprawę wynika, że w stosunku do SB był nieszczery, a więc... mało przydatny jako tajny współpracownik.
Jan Ciszewski był z pewnością za życia idealnym celem dla plotkarzy. Do dziś wychodzą jednak na jaw informacje o życiu komentatora, które każą przypuszczać, że większość "legend" na jego temat to mocno przesadzone opowieści...
***