Jan Ciszewski nie był dobrym uczniem. Wspominał, że jakoś udało mu się przebrnąć przez podstawówkę, ale o dalszej edukacji nie chciał nawet słyszeć. Dopiero w wieku 40 lat eksternistycznie zdał maturę w Ekonomicznym Technikum Energetycznym dla Pracujących. Był już wtedy najpopularniejszym polskim komentatorem sportowym.
"Dla kibiców Janek był gwarantem sukcesu. Panowało powszechne przekonanie, że gdy ja zapowiem mecz piłkarzy, a Janek skomentuje ich rywalizację, to sukces mamy zapewniony" - wspominała Krystyna Loska, która z Janem Ciszewskim pracowała jeszcze w katowickim radiu i regionalnym oddziale TVP.
Dla milionów Polaków Jan Ciszewski był przede wszystkim komentatorem. Tylko nieliczni wiedzieli, że członkowie narodowej kadry piłkarskiej traktowali go jak swojego guru. Każdy nowy zawodnik musiał wkupić się w jego łaski!
Włodzimierz Smolarek opowiadał, że gdy dostał powołanie do reprezentacji, przekonał go do siebie... markowym koniakiem ze sklepu wolnocłowego. Grzegorz Lato z kolei wspominał, że kiedyś podpadł Ciszewskiemu i ten zapowiedział mu, że ani razu nie wymieni jego nazwiska w relacji z kolejnego meczu, choćby... strzelił gola. I słowa dotrzymał.
Cis, bo tak nazywano, zawsze latał na mecze z drużyną, spał w tych samych hotelach co piłkarze, jadł w tych samych restauracjach. Tajemnicą poliszynela było, że uprawiał hazard. Przepuszczał fortunę na wyścigach konnych i przy karcianym stoliku. Tylko jego najbliżsi przyjaciele wiedzieli, że często gra... nie za swoje.