O Przemysławie Kossakowskim Polska usłyszała 3 lata temu, gdy został przez fotoreporterów przyłapany na spotkaniu z Martyną Wojciechowską na terenie warszawskiej Cytadeli. Jeszcze wtedy nie było wiadomo, czy rozmawiali zawodowo, czy prywatnie.
Wątpliwości rozwiały ich późniejsze zdjęcia, na których tulili się do siebie na plaży w Sopocie. Początkowo Przemek kiepsko znosił nagłe zainteresowanie mediów. Nawet zamieścił na Instagramie wpis, w którym wyjaśniał, że do tej pory uważał swoje życie prywatne na sprawę osobistą, ale szybko zrozumiał, jak działa show biznes.
Przypadkowa kariera
Od tamtej pory udzielił wielu wywiadów, które rzuciły nieco światła na nieoczekiwaną dla niego samego karierę. Jak ujawnia w swojej opowieści dla "Wysokich Obcasów", wszystko stało się przypadkiem i trochę po znajomości, kiedy już stracił nadzieję na to, że mu się w życiu ułoży.
Zanim odezwała się do niego żona kolegi, pracująca w TVN, imał się wielu prac, o które byście go wcale nie posądzili. On siebie też nie… Jak wspomina w perspektywy czasu, miał zupełnie inne plany na życie:
Pomyślałem, że będę artystą. Odpadłem na pierwszym etapie, odrzucono moją teczkę rysunków. W tamtych czasach, kiedy młody mężczyzna nie dostał się na studia, musiał iść do wojska, więc szybko złożyłem papiery i zostałem przyjęty do Wyższej Szkoły Pedagogicznej na Wydział Wychowania Artystycznego. Przez 5 lat przygotowywałem się do bycia panem od plastyki. Tak naprawdę mam dwa wyuczone zawody, bo po liceum jestem technikiem ceramikiem.
Jakich prac imał się Przemysław Kossakowski?
Po studiach Kossakowski podjął pracę w manufakturze, wytwarzającej pejzaże z gipsu, a po ślubie otworzył z żoną sklep z artykułami importowanymi z Indii. Jak wyznaje, do tej pory nie jest w stanie znieść zapachu kadzideł...
Kiedy marzenia o karierze malarskiej prysły, a oszczędności się skończyły, Kossakowski podjął się prac fizycznych. Jak wynika z jego własnej relacji, nie było takiego zajęcia, którym by pogardził:
Pracowałem przy wyrębie lasu z chłopakami ze wsi. Bawiłem ich, mówili o mnie „Matejko”. Pędziłem bimber , którym płaciłem za drewno. Byłem członkiem ochotniczej straży pożarnej, na gminnych zawodach nasz zastęp zajął trzecie miejsce. Zacząłem wyjeżdżać do prac sezonowych do Francji i Holandii. Zbierałem winogrona, pieliłem cykorię w regionie Szampanii. Wyjeżdżałem na kilka miesięcy, wracałem do Polski i znowu wyjeżdżałem. I tak przez kilka lat. Największe pieniądze zarobiłem na budowie w Holandii. Potem przyszedł kryzys na rynku nieruchomości i dosłownie z dnia na dzień skończyła się praca. Po powrocie z Holandii wpadłem w najgorszy czas. Kompletnie nie było pracy, nie radziłem sobie z życiem, rozwiodłem się.
Wtedy właśnie rozpoczął się magiczny zbieg okoliczności, którego Kossakowski, jak sam wyznaje, do tej pory nie rozumie. Zaczęło się od spotkania z dawno niewidzianym kolegą z Częstochowy. No i potem już poszło…
Żona kumpla pracowała wtedy w TVN. Po kilku latach zadzwoniła do mnie, zapytała mnie, czy nie chciałbym coś robić dla telewizji. Zgodziłem się i dziś jest moją szefową.
Jak ujawnił podróżnik w innym wywiadzie, na spotkanie w sprawie pracy przyszedł nieogolony i bez przedniego zęba. Właśnie tak rozpoczęło się jego nowe życie po czterdziestce. Jak wspomina w "Wysokich Obcasach":
To jest tak nieprawdopodobne, że cały czas mam wrażenie, że jestem pionkiem w jakiejś grze, której zasad nie rozumiem. Może ktoś to wszystko zaprojektował i ma z tego nieprawdopodobny ubaw. Jako agnostyk czuję się w tym trochę niezręcznie…








