Kiedy w 1982 roku 27-letnia wówczas Izabela Trojanowska zmuszona została przez PRL-owską władzę do opuszczenia Polski, wierzyła, że na Zachodzie będzie mogła kontynuować karierę. W kraju była megagwiazdą, ale w Niemczech, gdzie osiedliła się z mężem Markiem, musiała jednak wszystko zaczynać od początku...
Na szczęście wpadła w oko holenderskiemu agentowi zajmującemu się organizacją koncertów m.in. Demisa Roussosa i mającemu mnóstwo znajomości w największych europejskich wytwórniach płytowych.
Wim van den Munckof (tak nazywał się ów agent - przypis red.) wierzył, że moje dotychczasowe osiągnięcia w Polsce dają mi paszport na pracę na Zachodzie. Zmontowaliśmy materiał promo. Na kasecie VHS zagraliśmy fragmenty moich klipów oraz koncertów i ruszyliśmy w trasę polegającą na pukaniu do wytwórni" - wspominała Izabela Trojanowska w rozmowie z autorem książki „Trojanowska” Leszkiem Gnoińskim.
Piosenkarką z Polski nieoczekiwanie zainteresował się szef EMI Holland, który na zbliżającym się akurat spotkaniu bossów wszystkich europejskich oddziałów EMI w Londynie postanowił przedstawić Izę jako "artystkę rokującą nadzieję". Heinz Henn, bo o nim mowa, pokazał kasetę promocyjną Izabeli Trojanowskiej na zabraniu, a kilka godzin później zadzwonił do piosenkarki z informacją, że znalazła się w bardzo niewielkim gronie artystów, z którymi jego wytwórnia chciałaby nawiązać współpracę.
Na liście znajdowały się też nazwiska Tiny Turner (wkrótce potem EMI wydała jej album "Private Dancer") oraz Limahla i jego kolegów z grupy Kajagoogoo. Po przylocie do Londynu Izą zaopiekował się Hugh Stanley Clark - człowiek, który zajmował się m.in. Davidem Bowie i Duran Duran. Obiecał Izabeli, że przekona do współpracy z nią rozchwytywanego wtedy kompozytora, którego hity okupowały szczyty wszystkich europejskich list przebojów.
"Okazało się, że ten kompozytor poszedł w długą narkotykową i stracił kontakt ze światem zewnętrznym, więc nie doczekałam się na piosenki od niego" - twierdzi Izabela Trojanowska.
Właśnie wtedy karierą Izy zajął się jej mąż. To on wpadł na pomysł, by znaleźć dojście do Bryana Ferry, który był ulubionym artystą jego żony...
"Moim marzeniem było zaśpiewać piosenkę napisaną dla mnie przez Bryana" - wspomina piosenkarka.

Dodaje, że była w szoku, gdy pewnego dnia odezwał się do niej... Bryan Ferry, któremu jej kasetę promocyjną pokazał znajomy z reprezentującej jego interesy londyńskiej wytwórni E.G..
Bryan był zauroczony teledyskiem "Tyle samo prawd, ile kłamstw". Zapowiedział, że nie tylko napisze mi piosenkę, ale pomyśli o całym albumie - opowiada Izabela Trojanowska.
Kilka dni później menadżer Bryana skontaktował się z przedstawicielem Izy z EMI, by omówić warunki nagrania wspólnej płyty obojga artystów: lidera legendarnej grupy Roxy Music i nikomu nieznanej dziewczyny z Polski. Ustalono datę i miejsce spotkania...

No i nadszedł ten dzień, jakże feralny, bo w Londynie akurat rozpoczął się strajk transportu publicznego. Ponieważ ulice były nieprzejezdne, spotkanie zostało odwołane. Powiedziano mi, że wkrótce ustalony zostanie nowy termin - opowiada piosenkarka.
Niestety, wkrótce potem zmarł ojciec Bryana, a on... rozwiązał Roxy Music i wpadł w depresję.
Zostałam niezwykle grzecznie poinformowana, że Ferry pozostaje w izolacji wewnętrznej, a po tej przerwie jedynym zadaniem będzie doprowadzenie do tego, by jak najszybciej nagrał album solowy. Była chwila nadziei, ale marzenie się nie spełniło - mówi dziś Izabela Trojanowska.
Po nieudanej próbie zaistnienia na europejskich rynkach muzycznych piosenkarka i jej mąż osiedlili się w Berlinie i otworzyli restaurację, a niedługo później na świat przyszła ich córka, której - na cześć Roxy Music i Bryana Ferry - dali na imię Roxy.
Izabela Trojanowska nadal jest wielką fanką Bryana Ferry.
Kiedy mam zły humor, nastawiam sobie jego piosenki i od razu zaczynam uśmiechać się do życia - twierdzi.


***