Reklama
Reklama

Iwona Mazurkiewicz chwali sobie związek z "Gerdziem": Pomaga w ogrodzie

Iwona Mazurkiewicz (61 l.) nie jest już singielką. W "Sanatorium miłości" znalazła przyjaciół i partnera. Życie jednak jej nie rozpieszczało. Ma za sobą trudną walkę z nowotworem.

Wyjechała z Ustronia z tym, czego wszyscy tam tak bardzo szukali! - Teraz mam wrażenie, że zaczynam drugą część mojego życia. Wiem, że będzie ono radosne! - mówi Iwona w rozmowie z "Rewią".

O jej względy podczas pobytu w sanatorium zabiegali Wojciech, Waldemar i Gerard. Długo się zastanawiała, obserwowała ich. Jej uwagę przykuł starszy o 29 lat emerytowany inżynier górnictwa z Zabrza.

- Zwróciłam uwagę, że jest mężczyzną z klasą - tłumaczy, co przykuło jej uwagę. - Różnica wieku nie miała dla mnie znaczenia.

Z każdym dniem coraz więcej czasu spędzała z Gerardem, przez 4 tygodnie starał się o jej względy. - Wtedy to było tylko zauroczenie - opowiada teraz. - Z moim trudnym życiowym doświadczeniem nie można się zakochać się ot tak, od pierwszego wejrzenia.

Reklama

Życie jej nie rozpieszczało

Z pierwszym mężem rozstała się z powodu jego uzależnienia. W 2001 roku zmarła jej ukochana mama, która była jedyną powierniczką w troskach i smutkach.

Wydawało się, że los się odmienił, gdy poznała i poślubiła mężczyznę, z którym życie określała jako prawdziwy raj.

- Na 7 lat trafiłam z piekła do nieba - wspomina szczęście, które bezlitośnie przerwała choroba nowotworowa. Do końca nie odstępowała od łóżka, w którym cierpiał małżonek. Wdową została w 2010 roku. - Przez półtora roku cierpiałam z tęsknoty. Tym cierpieniem wyhodowałam sobie raka - wyznaje, odkrywając kolejną trudną kartę z przeszłości.

Gdy wykryto u niej guza trzustki, przygotowała syna Marcina, wnuka i synową, że to może być jej ostatni, krótki etap, ale że nie podda się. Na szczęście szybko podjęta operacja ją uratowała.

Apetyty na życie

Po wyjściu ze szpitala obiecała sobie, że będzie żyć pełnią życia. I tak zrobiła. Z zawodu jest nauczycielką wychowania fizycznego i fizjoterapeutką. Zaczęła zatem regularnie ćwiczyć, biegać i uprawiać jogę.

- To sprawiło, że poczułam apetyt na życie. I na miłość - tłumaczy. Jednak sama nie umiała jej znaleźć. Na odpowiednią drogę naprowadziła ją sąsiadka. Namówiła Iwonę na udział w programie "Sanatorium miłości".

- Tęskniłam za bliskością, za mężczyzną, który pomógłby mi w domu i w ogrodzie. Z którym mogłabym się dzielić radościami i smutkami - opowiada teraz.

Podczas pobytu w Ustroniu była ostrożna w deklaracjach, a nawet zaprzeczała, że zapowiada się, iż mogłaby być w związku z Gerardem. Po powrocie z sanatorium do rodzinnego Radomska stała się bardzo aktywna towarzysko, udzielała się na portalach towarzyskich, pokazywała się w telewizji. Nie spodobało się to innym.

- Nazywano mnie aktoreczką i celebrytką. Musiałam zerwać kontakt z dwoma zazdrosnymi o to mężczyznami, którzy adorowali mnie w Ustroniu - mówi.

Zyskał na tym Gerard, który nie pozwolił, by czuła się źle. I doskonale wiedział, jak pomóc jej w ogrodzie. - Gerdziu to bałaganiarz. Wszędzie są ślady jego obecności - śmieje się wdowa.

Święta spędzili razem w jej domu. Korzystając z pogody, najchętniej tańczyli w ogrodzie.

Ona, pytana o ślub, jeszcze uśmiecha się tajemniczo. Gerard jest bardzo niecierpliwy i... zazdrosny.

- Ale Gerdziu może być spokojny. Od razu wszystkich uprzedzam, że moje serce jest zajęte! - zapewnia Iwona Mazurkiewicz. Na razie oboje postanowili przetańczyć pandemię, a o reszcie życia zadecydują już po niej. 

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy