Reklama
Reklama

Grażyna Szapołowska sądziła się z Englertem. Dziś twierdzi, że koledzy aktorzy zeznawali o niej nieprawdę

Grażyna Szapołowska (69 l.) 11 lat temu pozwała dyrektora Teatru Narodowego, a prywatnie swojego wieloletniego przyjaciela, Jana Englerta (79 l.) do sądu pracy o nieuzasadnione, jej zdaniem, zwolnienie z pracy. Od tamtej pory już nie darzą się sympatią. Zresztą przyjaźń z Englertem nie była jedyną, która nie przetrwała procesu. „Koleżanki i koledzy opowiadali rzeczy wymyślone”.

Kariera Grażyny Szapołowskiej załamała się w kwietniu 2011 roku, gdy dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert dyscyplinarnie wyrzucił ją w pracy za udział w telewizyjnym show „Bitwa na głosy”. Englert miał do Szapołowskiej żal o to, żę zajęta drugą pracą, zapomniała przyjść na spektakl, w którym grała główną rolę.

Geneza konfliktu Szapołowskiej i Jana Englerta

„Tango” Sławomira Mrożka ostatecznie trzeba było odwołać, a wszystkim zawiedzionym widzom zwrócić pieniądze za bilety. Jak wyjaśnił wtedy szef Narodowego w rozmowie z Polską Agencją Prasową: "Podjęła decyzję taką, że ważniejszy jest dla niej występ w telewizji, co jest w niezgodzie z etyką i regulaminami teatralnymi. A teraz są jasne i oczywiste skutki prawne". 

Reklama

Aktorka tłumaczyła w wywiadach, że swój udział w „Bitwie na głosy” od początku uzgadniała z Englertem, z którym zresztą od lat się przyjaźni i uzyskała od niego zapewnienie, że nie ma nic przeciwko temu. Rozżalona zarzuciła szefowi stosowanie podwójnych standardów, wypominając, że kiedy jego żona, Beata Ścibakówna startowała w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie” dostosował grafik całego teatru do terminów jej treningów.

Grażyna Szapołowska wspomina proces w sądzie pracy

Ten zarzut okazał się kroplą, która przelała czarę goryczy. Kiedy Szapołowska zdecydowała się dochodzić swoich praw w sądzie pracy, Englert wytoczył przeciw niej najcięższe działa. Niemal cała branża teatralna zeznawała na jego korzyść a przeciwko Grażynie.

Od tamtej pory minęła ponad dekada, jednak Szapołowska nadal pamięta tę niesprawiedliwość, która ją dotknęła. W najnowszej rozmowie z Onetem wyznała, że w jej opinii proces nie był do końca uczciwy. Wszystko dlatego, że obciążające ją zeznania złożyły wtedy osoby, których w ogóle nie znała:

"Słyszałam, że w teatrach ludzie podkładają sobie świnie. Myślałam, że różne problemy wyjaśnia się na bieżąco, mówi się o nich wprost, a tymczasem na sali sądowej dowiadywałam się o sobie niestworzonych rzeczy. Podobno w teatrze zostało wywieszone ogłoszenie nakazujące pójście do sądu i zeznawanie przeciwko mnie. Zeznawały osoby, z którymi nigdy nie grałam i nie znaliśmy się prywatnie, bardzo popularne i znane z seriali TVP, co miało podkreślić ich rangę". 

Od czasu procesu Szapołowska jest objęta pewnego rodzaju ostracyzmem. Podobno za to, że publicznie wywlokła brudy, które, zdaniem większości aktorów, powinny były pozostać pod dywanem. Jak wyznała w wywiadzie dla Onetu, na sali sądowej zorientowała się, że przyjaźni w branży aktorskiej nie ma co szukać:

"Wtedy, gdy zostałam wyrzucona z teatru przez Jana Englerta, doświadczyłam czegoś najgorszego, koledzy i koleżanki z teatru, zmuszani przez dyrekcję, przychodzili do sądu, opowiadając rzeczy wymyślone, za które po rozprawie przepraszali mnie z uśmiechem na ustach. Prawnicy radzili, żebym się odwołała, ale byłam zmęczona, myślę, że Janek Englert też. Poza tym nie chciałam wciągać kolejnych kolegów w składanie surrealistycznych zeznań".

Zobacz też:

Grażyna Szapołowska pokazała stroik świąteczny. „Stop wycinaniu choinek"

Grażyna Szapołowska drwi z innych aktorów. Może być z tego niezła afera!

Grażyna Szapołowska: Starzejemy się, ale nasze serce jest cały czas otwarte

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Grażyna Szapołowska | Jan Englert
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy