Reklama
Reklama

"Fakt" musi przeprosić Dodę

Wydawca dziennika "Fakt" ma przeprosić Dodę i zapłacić jej 30 tysięcy złotych za artykuł z 2005 r. z "obraźliwymi i kłamliwymi informacjami" na jej temat - orzekł w piątek, 12 marca, prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie.

SA utrzymał główną część wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z sierpnia 2009 r., który uwzględnił pozew Dody wobec wydawcy tabloidu. SA zmniejszył tylko z 70 tysięcy do 30 tysięcy złotych kwotę zadośćuczynienia (Rabczewska żądała 100 tysięcy). Ponadto obniżono koszty sądowe, które pozwany ma zwrócić powódce - z 9,5 tysiąca do ponad tysiąca zł.

W artykule "Faktu" z grudnia 2005 r. pt. "To już koniec miłości" pisano, że związek Dody i Radosława Majdana rozpada się; że zwracają się do siebie obraźliwie, że wzajemnie podejrzewają się o zdradę, że sprzedają filmiki ze scenami intymnymi ze swym udziałem, a "Doda handluje swymi wdziękami" i zachowuje się jak kobieta lekkich obyczajów.

Reklama

Po procesie - utajnionym na wniosek powódki - SO uznał, że "obraźliwy i nieprawdziwy" artykuł naruszył jej dobra osobiste, takie jak dobre imię i prywatność.

"To było wejście z butami w życie 20-letniej, początkującej wówczas piosenkarki" - mówiła sędzia Monika Dominiak. Według niej "był to jeden z pierwszych tak zjadliwych artykułów" i wywołał negatywne dla powódki reperkusje w jej rodzinnym mieście.

SO nie podzielił opinii pozwanych, że Doda godzi się na ingerencję mediów w prywatność, bo sama ją eksponuje.

"Jeżeli jakiś celebryta wyraża na to zgodę, to dotyczy ona tylko konkretnej publikacji" - ocenił sąd. Kwotę 70 tysięcy złotych uznał za "adekwatną do doznanej krzywdy".

Na piątkowej rozprawie apelacyjnej w SA pełnomocnik pozwanego mec. Artur Wdowczyk wnosił o oddalenie pozwu lub o zwrot sprawy do I instancji. Dowodził, że powódka "całą swą karierę buduje na skandalach" i "pokazuje się w skandalicznych ubraniach lub bez nich".

Mówił, że skoro w celach komercyjnych sprzedaje ona swą prywatność, to nie może domagać się sądowej ochrony. Podkreślał, że Doda i Majdan już się rozwiedli (w 2009 r. kolorowa prasa pisała o rozpadzie związku).

"W sumie tu chodzi o pieniądze" - oświadczył adwokat.

Adwokat Dody (której nie było w SA) mec. Maciej Lach wnosił o utrzymanie wyroku SO.

"Pozwani zapominają, kiedy ten artykuł się ukazał; ona wtedy dopiero wchodziła na rynek i nie słynęła z żadnych kontrowersji" - dodał.

Zapewniał, że jego klientka nie jest pieniaczem, bo "wytoczyła tylko trzy procesy". "Napisanie o niej przez Fakt powoduje, że gazeta sprzedaje się lepiej" - podkreślił. "To Fakt zaczął pisać o niej jako o pierwszej k... RP" - dodał mecenas.

SA uznał, że co do zasady apelacja nie zasługuje na uwzględnienie, gdyż doszło do naruszenia "niezbywalnych dóbr powódki" przez użycie "bardzo obraźliwego języka i zaprezentowania powódki w bardzo złym świetle".

"Nie można się zgodzić z pozwanymi, że powódka nie może korzystać z ochrony sądowej, bo sama kreuje swój specyficzny wizerunek" - mówiła sędzia Dorota Markiewicz w ustnym uzasadnieniu wyroku SA.

Dodała, że fakt, iż obszernie informuje ona media o swej prywatności, nie oznacza jej zgody na podawanie każdej informacji o niej, a zwłaszcza - nieprawdziwej. "Materiał dowodowy wykazał, że informacje o relacjach małżonków w tym okresie były nieprawdziwe" - podkreśliła sędzia.

Według sądu apelacja jest zasadna tylko co do wysokości zadośćuczynienia, bo SO dokonał "dowolnej oceny krzywdy powódki". SA uznał za "nieprawdopodobne w kontekście doświadczenia życiowego" słowa Dody, że to artykuł wpłynął negatywnie na jej relacje z ówczesnym mężem.

"Skoro zawierał on nieprawdę, to nie mógł spowodować takich następstw" - dodała sędzia.

"Fakt" może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego, ale wyrok musi wykonać. Mec. Lach powiedział PAP, że najważniejsze jest uznanie naruszenia dóbr, do których ochrony ma prawo - jak uznał sąd - nawet osoba kontrowersyjna.

Doda uzyskała niedawno sądowy nakaz przeprosin od wydawcy "Super Expressu" za podanie nieprawdy, jakoby pojawiła się na jednej z branżowych imprez bez spodniej garderoby (SA oddalił żądanie zadośćuczynienia).

W 2009 r. sąd w Zielonej Górze oddalił zaś pozew Dody wobec rapera z Grupy Operacyjnej za to, że w swej piosence nazwał ją "blacharą". Żądała ona za to od niego przeprosin i 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Wyrok jest nieprawomocny - w przyszłym tygodniu będzie apelacja.

Stołeczna prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie domniemanej obrazy uczuć religijnych przez Dodę. Za słowa, że "bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię", bo "ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła", teoretycznie może jej grozić do 2 lat więzienia.

Śledztwo, w którym powołano kilku biegłych, może się zakończyć umorzeniem lub też postawieniem zarzutów i aktem oskarżenia. Po jej wypowiedzi o Biblii TVP zawiesiła z nią współpracę.

PAP/pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Doda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy