Reklama
Reklama

Ewa Konstancja Bułhak: Nie czekam. Robię swoje

Ewa Konstancja Bułhak (49 l.) występuje w licznych serialach, teatrze, uczy studentów, dubbinguje. Ale najszczęśliwsza rola w jej życiu to bycie mamą, choć życia prywatnego pilnie przed mediami strzeże. Wielu nawet nie wie, ile ma dzieci...

Życie na Gorąco: Z Teatrem Narodowym jest pani związana od 22 lat. Można powiedzieć, że to prawdziwa miłość z wzajemnością!

Ewa Konstancja Bułhak: Teatr był moim marzeniem na długo przedtem, nim zdałam do szkoły teatralnej. Znalazłam się wśród wspaniałych, inspirujących ludzi. Współpraca z nimi jest dla mnie niewyczerpanym źródłem radości i pogłębianiem tej pasji, którą noszę w sobie od dawna.

Jakiś czas temu zagrała pani Podstolinę w premierze "Zemsty” w Teatrze Telewizji. Zebrała pani za nią świetne recenzje!

Reklama

- Bardzo się cieszę ze spotkania z reżyserem Redbadem Klynstrą-Komarnickim, ekipą aktorską i wszystkimi realizatorami. To była bardzo ciekawa i owocna praca. Propozycja przyszła do mnie w najmniej oczekiwanym momencie – przed premierą "Woyzecka” w Teatrze Narodowym i premierą mojego recitalu w Teatrze Roma. Najpierw odmówiłam, ale potem dotarło do mnie, że takich ról się nie odmawia i zmieniłam zdanie. Podstolina była jednym z moich aktorskich marzeń i okazało się, że przy dobrej woli wszystkich zaangażowanych, dam radę zagrać w „Zemście”, nie rezygnując z innych projektów.

Reżyserzy filmowi oraz telewizyjni często jednak przebierają panią w różne mundury. Jak nie policjantka, celniczka, to strażniczka…

- I żona policjanta. Mundur mnie lubi, a ja czuję się w nim całkiem wygodnie. Mam nadzieję, że kiedy cała sytuacja z pandemią się już uspokoi, spotkamy się na planie „Blondynki” w pięknych plenerach Supraśla i okolic.


Basia i Mietek Noculowie skradli serca publiczności. Od początku jest pani w obsadzie serialu „Ojciec Mateusz”?

- Już dwanaście lat! Stworzyliśmy naprawdę serialową rodzinę i jestem wdzięczna producentom, że znalazłam się w tym gronie. Z doświadczenia z innych planów widzę, że ludzie po kilku latach wspólnej pracy mają siebie mniej lub bardziej dosyć, my z radością wracamy na plan i nadal siebie lubimy. To szalenie miłe, że nasz serial przez tyle lat tak dobrze się ma i widzowie czekają na kolejne odcinki. Z Michałem Pielą, moim Mietkiem, mamy świetny kontakt poza planem, jest moją wyrocznią serialową, zawsze coś ciekawego mi poleci i możemy na siebie liczyć przy okazji różnych zagwozdek zawodowych i życiowych. W tej chwili, z wiadomych względów, zdjęcia zostały wstrzymane, ale myślę, że wszystko wkrótce wróci do normy.

Choć na swoim koncie ma pani role w tak głośnych produkcjach, jak: „Drogówka” czy „Zabawa, zabawa”, to jednak film rzadko się o panią upomina. Czeka pani na dużą rolę?

- Moją dewizą zawsze było i jest, że nie czekam, ale robię swoje. Jeśli film się o mnie upomni, to fajnie, jeśli nie, to nic się nie stanie. Moje życie jest tak kolorowe, że nie mam prawa narzekać.

Dużą i ważną część życia oddaję Akademii Teatralnej, w której jestem wykładowcą. Udało mi się zrobić doktorat, z czego też jestem bardzo dumna. Zajęcia ze studentami dają mi dużo satysfakcji. Nigdy nie myślałam, że bycie belfrem tak mi się spodoba. Pracuję w Teatrze Narodowym, Teatrze Roma, gram w serialach, wykładam w Akademii Teatralnej, dostaję propozycje reżyserowania spektakli muzycznych. Ostatnio pokochał mnie dubbing. Myślę, że na dłużej. Zagrałam Brydzię w „Trollach”, Panią Imbryk w „Pięknej i Bestii”, Papugę w nowej wersji „Doktora Dolittle”. Teraz wejdzie najnowsza produkcja Netflixa, gdzie wcielam się w potworną mamusię. Naprawdę dużo się dzieje.

Życie zawodowe łączy pani z udanym życiem prywatnym i wychowaniem dwóch córek. Fajnie jest być mamą?

- Pewnie, że fajnie! To najszczęśliwsza rola w moim życiu. Dziewczyny mają piętnaście i trzynaście lat. W tym roku był przed nami kolejny egzamin ósmoklasisty. W ubiegłym roku przeżywaliśmy ten koszmar po raz pierwszy, ale udało nam się przetrwać, a moja starsza córka dostała się do dobrego liceum.

Tak jak wszyscy, jakoś próbowaliśmy odnaleźć się w tej rzeczywistości.

A pani sama jak reagowała na sytuację, w której wszyscy musieliśmy zamknąć się w domu?

- Byłam w stałym kontakcie ze studentami, mobilizowałam siebie i ich, żeby ten trudny czas wykorzystać jak najlepiej. Zatapiałam się też w muzyce i pisałam scenariusze, ale wróciły też domowe wspólne posiłki. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ich nie było. Myślę, że ten czas na nowo nas zbliżył. Dzielnie też walczyłam na stepperze z wewnętrznym leniem i wygrałam.

***

Rozm. Ola Siudowska

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama