Książka Blanki Lipińskiej „365 dni”, mająca być polską odpowiedzią na „50 twarzy Graya” nie wzbudziła zachwytu recenzentów, ale czytelnikom, a zwłaszcza czytelniczkom to na szczęście nie przeszkadza. Przygody naiwnej, acz szlachetnej Laury Biel, porwanej, uwięzionej i uwiedzionej na różne sposoby przez przystojnego milionera o włoskim rodowodzie, doczekały się ekranizacji, która wzbudziła wiele emocji. Podobno do roli Laury zgłosiła się na ochotnika Edyta Herbuś, szczycąca się swoim „intuicyjnym” warsztatem aktorskim, jednak zdaniem Lipińskiej, która aktywnie uczestniczyła w procesie powstawania filmu, była jednak nieco za stara.
Ostatecznie Laurę zagrała 27-letnia wówczas Anna Maria Sieklucka, a film, jak się z czasem okazało, stał się dla całej ekipy przepustką do międzynarodowej kariery. „Kaszubskie porno” zostało nominowane do Złotych Malin w aż 7 kategoriach, w tym dla najgorszego aktora, aktorki oraz filmowego duetu, a także w kategorii najgorszego filmu, najgorszego reżysera (w tym wypadku chodziło o duet reżyserski Barbary Białowąs i Tomasza Mendesa) i najgorszego remake’u, gdyż „365 dni” uznano za popłuczyny po „50 twarzach Greya”. Ostatecznie spośród sześciu możliwych statuetek, „kaszubskie porno” otrzymało zaledwie jedną, za to najbliższą sercu Blanki, ponieważ dotyczyła jej osobiście.
Film „365 dni” został uhonorowany Złotą Maliną za najgorszy scenariusz. Lipińska miała zatem powody do dumy, gdyż scenariusz jest jej dziełem, napisanym wspólnie z Tomaszem Kimalą i Tomaszem Mendesem.
Blanka Lipińska zdradza sekrety
Zachęcona światowym sukcesem Lipińska z entuzjazmem zabrała się za prace nad sequelem. Jak ujawniła w internetowej rozmowie z fanami na Instagramie, jest osobiście odpowiedzialna za sceny erotyczne. Jak wyjaśniła, muszą one być dopracowane w najdrobniejszych szczegółach:
To jest bardzo skomplikowany temat. Gdy ja przy jedynce brałam się za te sceny erotyczne - bo to ja reżyseruję ten seks - myślałam, że to jest łatwe. Nie jest. To są najtrudniejsze sceny, jakie musi zagrać aktor. Seks jest naszą najbardziej intymną czynnością. Jest taką czynnością, której nie chcemy pokazywać. Chyba że ktoś ma taką potrzebę, jest ekshibicjonistą i tak dalej.
Jak ujawnia Lipińska, na planie musi panować odpowiednia atmosfera, żeby ułatwić aktorom zadanie, ale i ta po wyeliminowaniu zbędnych osób, na planie nadal jest dość tłoczno:
My na planie nie mamy za dużo śmieszków w takich scenach. Na planie zostaje minimum osób, ale i tak jest ich z kilkanaście. (…) Niektóre osoby są bezpośrednio z aktorami, a niektóre przy poglądach, ale aktor i tak jest świadomy, ile osób go ogląda. (…) Gra aktorska polega na tym, że masz przekonać widza, że to, co robisz, jest naprawdę. W normalnych okolicznościach to jest gra wstępna, tiru riru, bam bam bam. A tu tego nie ma, oni muszą to wskrzesić w głowie. To jest bardzo intymne. Pokazać się ekipie to jedno, ale mieć świadomość, że obejrzą to miliony ludzi na całym świecie…
O tym, jak poszło reżyserowanie scen erotycznych, będzie można się przekonać już w środę, gdy ekranizacja „Tego dnia” zadebiutuje na platformie Netflix. Lipińska z wyprzedzeniem zapewnia, że bez względu, jak wyjdzie, ona i cała ekipa bardzo się starali:
Do takiej sceny są próby. W dwójce i trójce są dwie takie bardzo skomplikowane choreograficznie sceny. To już jest choreografia. To ja próbuję z moimi aktorami. (…) To są poważne próby, w których jest nas bardzo ograniczona liczba.My w filmach używamy coverów. W przypadku kobiet to jest o wiele łatwiejsze. Pewne miejsca można zakleić. W przypadku mężczyzn to są takie covery, które przypominają… skarpetę trochę. Przykro mi, że odzieram was z tych złudzeń, że to wszystko dzieje się naprawdę. To jest tylko film, tylko magia ekranu.
Przy takim zaangażowaniu, kto wie, może nawet skończy się Maliną za reżyserię...
Zobacz też:
Halina Mlynkova przekazała radosne wieści, Dla fanów to szok
Anna Netrebko: Rosjanie uważają ją za zdrajczynię, świat ją bojkotuje
Elon Musk twierdzi, że każdego stać na lot na Marsa





***








