EllaOne, czyli tzw. tabletkę "dzień po" hamującą lub opóźniającą owulację, od 2015 roku mógł kupić każdy, kto skończył 15 lat, bez uprzedniej wizyty u lekarza. Takie rozwiązanie przeszkadzało jednak posłom Prawa i Sprawiedliwości i postanowili to zmienić, przyjmując projekt dot. antykoncepcji awaryjnej.
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podkreślał, że to "przywrócenie normalności, gdyż osoby niepełnoletnie sięgały po tego typu preparaty często".
A jak na zmiany reagują same kobiety? Beata Tadla w rozmowie z Interią przyznaje, że projekt PiS-u jest dla niej oburzający, gdyż ogranicza wolność jednostki i osobom o innym światopoglądzie odbiera wybór!
"Jeśli ktoś jest wierzący, to nie będzie używał tabletki 'dzień po', jeśli jego wiara i sumienie mu na to nie pozwalają, nie będzie stosował in vitro ani korzystał z możliwości aborcji" - uważa.
"Prawo w kraju powinno być tak ustanowione, żeby niczego nikomu nie zabierać. Osoba wierząca z tego prawa po prostu nie skorzysta, a osoba niewierząca, wyznająca inny światopogląd, powinna mieć wybór. W tym wszystkim chodzi o wybór. To jest nasza wolność. Zabieranie możliwości wyboru jest ograniczaniem wolności".
Dziennikarka podkreśla również, że dostęp do in vitro powinien być finansowany z budżetu państwa i każda kobieta, która chce mieć dziecko, a nie może zajść w ciążę w sposób naturalny, powinna taką możliwość otrzymać.
"To jest oczywiste, że państwo powinno zadbać o to, żeby każda Polka, która tego chce, mogła urodzić dziecko, nawet dzięki in vitro. (...) Bo jeżeli urodzi się kolejny obywatel, to państwo powinno się cieszyć".






![Wiśniewski ostro o Martyniuku. Mówi o konsekwencjach [POMPONIK EXCLUSIVE]](https://i.iplsc.com/000LSVO3WR5EMYY0-C401.webp)


