Życie Anny Wendzikowskiej to przeplatanka cudownych i przykrych chwil. Już dwukrotnie po wielkim szczęściu przychodziło duże rozczarowanie. Po raz pierwszy było to wtedy, gdy prezenterka zaszła w pierwszą ciążę. W styczniu 2015 roku ona i Patryk Ignaczak zostali rodzicami Kornelii. Jednak po narodzinach córki coś zaczęło się psuć i para rozstała się. Na szczęście Wendzikowska nie zwątpiła w miłość. Poznała Jana i zaszła w kolejną ciążę. Pod koniec października br. urodziła Tosię. I znów radość zmieszała się ze smutkiem. Anna cieszy się, że po raz drugi została mamą, lecz jednocześnie musi mierzyć się z bolesnym ciosem. Wkrótce po narodzinach dziecka ona i ojciec dziewczynki rozstali się. Mężczyzna miał odejść od rodziny pod koniec listopada. "Janek po prostu wyszedł z domu. A następnego dnia wrócił po rzeczy. Ania jest zdruzgotana i załamana. Płacze, jak o tym mówi. Sytuację przeżywa też jej starsza córka, Kornelka, która bardzo się z nim zżyła. Mała po prostu za nim tęskni" - opowiada znajoma celebrytki w rozmowie z "Super Expressem".
Dlaczego Jan postąpił w taki sposób? Informatorka tabloidu ma swoją teorię. "Najwyraźniej przerosło go ojcostwo: nieprzespane noce, płaczące dziecko, które ma kolki, i natłok obowiązków związanych z opieką nad noworodkiem" - mówi.
Wendzikowska wie, że musi być silna dla córek. Dlatego ponoć już wzięła sprawy w swoje ręce. Koleżanka zdradza, że zatrudniła nianię, która będzie jeździła z nią i maleńkim dzieckiem do studia TVN, gdzie Anna pracuje. W czasie, gdy prezenterka będzie na wizji, opiekunka zajmie się Tosią.
"Niestety, Ania nie może sobie pozwolić na urlop macierzyński. Została samotną matką z dwójką małych dzieci na utrzymaniu. Musi sprostać nowej sytuacji. Przecież nie usiądzie i nie będzie płakać" - tłumaczy źródło gazety.
***
Zobacz więcej materiałów: