"Muszę mieć mocne męskie ramiona, w które mogę się z zaufaniem rzucić i wypłakać, jak mi życie da w kość" - deklarowała przed laty.
Teraz, w rozmowie z onet.pl, zdradziła, że czas pokazał, iż jej oczekiwania trafiły w próżnię.
"Głos Stinga to taka męska opiekuńczość w moim całym dorosłym życiu, na której zawsze mogę polegać. Nawet mój Tata odszedł..." - mówi gorzko.
Wiosną pożegnała wiele bliskich osób. Mierząc się z trudnymi emocjami, znalazła siłę, o jaką się nie podejrzewała. Wyznaczyła granice i bardzo pilnuje, by mieć przestrzeń dla siebie. Doceniła to, co ma.
"Jest już we mnie ta dojrzała kobieta, która szanuje czas i wie, że nie należy z niczym czekać" - przekonuje artystka w "Urodzie Życia".
Spotkali się z Marcinem w pół drogi. Przy okazji okrągłych, 50. urodzin dziennikarz zrobił rachunek sumienia.
"Bywałem zakochanym w sobie bufonem. Żałosny czas. Żadne tam 'draństewka'. Raczej grzeszki bezpodstawnej męskiej próżności" - przyznał szczerze.
Wspólna praca w studio przypomniała im, dlaczego przed laty się w sobie zakochali.
"Przed Marcinem nie wiedziałam, co to znaczy prawdziwa miłość" - mówiła wówczas o mężu Anna.
Dzisiaj zdaje sobie sprawę, że nawet najgorętsze uczucie nie wystarcza, a nad udaną relacją trzeba ciężko pracować. Dużo z Marcinem przeszli, wiele musieli sobie wybaczyć. Ale wciąż mają coś, co ich łączy - udanych synów Franciszka (20 l.) i Stanisława (17 l.). I oczywiście muzykę. Jak udowodnili, mimo różnic, nadają na tych samych falach. Ich chłopcy są już dorośli, niedługo opuszczą dom. A oni odnajdują i poznają się na nowo.
"Cudowny człowiek i wielka artystka" - zachwyca się żoną Marcin.
A Anna, zapytana o to, co jest najważniejsze, mówi stanowczo: "Miłość. Dla niej i dzięki niej codziennie chce mi się wstawać. Bez niej nic".
***
Zobacz więcej materiałów wideo: