Od września ubiegłego roku Krzysztof Orzechowski przestał piastować funkcję dyrektora teatru. Przyjaciele pary mówili, że to nie powód do zmartwień, o kogoś tak cenionego w twórczych środowiskach Krakowa szybko dopomną się inne sceny.
Ale na razie to wciąż pieśń przyszłości. Po odejściu z teatru mężowi Dymnej pozostały tylko wykłady w warszawskiej Akademii Teatralnej, a to zdecydowanie poniżej jego aspiracji.
- Bardzo to przeżywa. Krzysztof kocha teatr i chce być jego częścią. Już nie potrafi żyć inaczej - mówi krakowska aktorka w rozmowie z tygodnikiem "Świat i Ludzie".
Kobieta próbowała doszukiwać się dobrych stron nowej sytuacji. Choćby tego, że mąż wreszcie będzie mógł spędzać więcej czasu z bliskimi i wejdzie w rolę pana domu. Jednak mąż nie do końca się w takiej roli odnalazł.
Aktorka obserwowała, jak z dnia na dzień traci wiarę i energię, z której tak słynął nie tylko w Krakowie. Postanowiła przyjść ukochanemu mężczyźnie z pomocą.Zaangażowała go w pracę przy tworzeniu nowych spotkań Krakowskiego Salonu Poezji, w którym znani aktorzy recytują wiersze ulubionych poetów.
Salon działa już 15 lat, a Orzechowski zawsze wspierał żonę i jej projekt, m.in. pozwolił, by Salon miał siedzibę w teatrze, którym kierował. Ale dopiero teraz stał się jednym z najczęściej występujących tam... aktorów.
Jeździ z Salonem za granicę, wystąpił m.in. w Sztokholmie z programem "Druga strona duszy", który odniósł duży sukces. W rodzinnym Krakowie ostatnio recytował wiersze Miłosza. A w planach ma kolejne występy.
- Ania wierzy, że to pomoże przetrwać najtrudniejszy okres. A potem Krzysztof wróci do zarządzania sceną, na czym zna się najlepiej - mówi tygodnikowi znajoma pary.










