Wieść o śmierci Andrzeja Wajdy byłe równie przykra, co niespodziewana. W rozmowach z dziennikarzami przyjaciele reżysera zdradzali, że nic nie zapowiadało jego odejścia. Jeszcze niedawno uczestniczył przecież w festiwalu w Gdyni i wydawało się, że jest w dobrej formie.
"Ostatnio był w świetnej kondycji, miał jasny umysł, udzielał fantastycznych wywiadów. I przez to jego śmierć jest mimo wszystko trochę niespodziewana. (...) Przyjechał do Gdyni na festiwal. Był zadowolony, bo jego 'Powidoki' są wspaniałym filmem. Jury zdecydowało się przyznać mu nagrodę, choć film pokazano poza konkursem. Był aktywny, spotykał się z widzami " - wyjawił w TVP Info przyjaciel reżysera, Jacek Bromski.
Jak utrzymuje "Super Express", problemy ze zdrowiem Wajdy zaczęły się niedawno. Z powodu przeziębienia kilka dni temu mężczyzna miał trafić do szpitala, ale jego stan wcale się nie polepszał.
"Przeziębienie, którego reżyser nabawił się podczas festiwalu filmowego w Gdyni, przemieniło się w zapalenie płuc. (...) Sytuacja była na tyle poważna, że Wajdę wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej" - możemy wyczytać w tabloidzie.
Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, by tylko uratować życie mężczyzny. Bliscy żywili wielką nadzieję, że się uda. Nie mieli nawet czasu oswoić się z chorobą Wajdy. Pamiętają, że jeszcze niedawno on sam zapowiadał kolejne wielkie dzieła.
Planował nakręcić następny film, choć jego zgłoszone do Oscara "Powidoki" nie miały jeszcze nawet swojej oficjalnej premiery. Ta przewidziana jest na styczeń przyszłego roku. Niestety, odbyć się musi bez Andrzeja Wajdy.
***Zobacz więcej materiałów
