Reklama
Reklama

Waldemar Kocoń: Dopiero przed śmiercią wyznał, że jako nastolatek padł ofiarą gwałtu!

Zmarły w 2012 roku Waldemar Kocoń (†63 l.) przez całe życie ukrywał przed światem fakt, że w młodości padł ofiarą pedofila w sutannie. Dopiero tuż przed śmiercią wyznał, iż został zgwałcony, gdy był nastolatkiem!

Waldemar Kocoń był kiedyś wielką gwiazdą polskiej piosenki. Jego karierę przerwał w 1981 roku stan wojenny, który został wprowadzony, gdy on przebywał z wizytą u znajomych w Nowym Jorku... 

Piosenkarz zdecydował się nie wracać do kraju. Osiedlił się w Chicago i zarabiał na życie, występując w ośrodkach polonijnych z własnym programem "One Man Show" oraz prowadząc audycję radiową "Kocoń przed północą". 

Nie przypuszczał, że kiedykolwiek jeszcze zobaczy ukochane podwarszawskie Zalesie Dolne, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. Wrócił do Polski po 19 latach życia na emigracji. 

Reklama

"Nie mogłem dłużej patrzeć na ojczyznę z daleka. Tęskniłem... Wróciłem, żeby tutaj spędzić jesień życia, ale też po to, żeby rozliczyć się z przeszłością" - wyznał tuż po przylocie do kraju.  

Waldemar Kocoń przez całe życie unikał rozmów na temat... kościoła, choć nie krył, że jest wierzący. 

Dopiero w ostatnim wywiadzie, którego udzielił "Expressowi Ilustrowanemu" kilka miesięcy przed śmiercią (zmarł na białaczkę 3 września 2012 roku), zdradził, jaki jest jego stosunek do księży. 

Przyznał, że zna wielu kapłanów oddanych Bogu i ludziom, ale też spotkał na swej drodze takich, którzy dopuścili się czynów haniebnych. Także wobec niego...  

"Zostałem zgwałcony przez mężczyznę w sutannie. Miałem 15 lat, gdy pewien ksiądz zwabił mnie do swojego samochodu..." - powiedział i zrelacjonował ze szczegółami, co stało się później. 

"Po wszystkim płonąłem ze wstydu, a on przytulił mnie po ojcowsku i ostrzegł, że jeżeli komukolwiek powiem, do czego między nami doszło, natychmiast dosięgnie mnie kara boża" - dodał, wspominając koszmar z młodości. 

Waldemar Kocoń nigdy nikomu nie opowiedział o tym, co zrobił mu ksiądz z parafii w Zalesiu Dolnym. 

Wiele lat później, gdy był już gwiazdą, spotkał swego gwałciciela na uroczystościach pogrzebowych prymasa Stefana Wyszyńskiego... 

Kapłan, który go skrzywdził, rozpoznał go, ale nie odważył się podejść do niego. Wkrótce potem Waldemar Kocoń wyjechał do Stanów Zjednoczonych. 

Po powrocie do Polski piosenkarz próbował odnaleźć księdza, który latami nawiedzał go w koszmarach. Chciał spojrzeć mu prosto w oczy... 

Dowiedział się jednak, że jego oprawca nie żyje. 

"Nigdy mu nie wybaczyłem" - powiedział w ostatnim wywiadzie.

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Waldemar Kocoń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy