Reklama
Reklama

Tomasz Stockinger zapewnia: Nie mam ochoty na młodą kochankę!

Podobno kryzys wieku średniego dotyka co drugiego mężczyznę. Tomasz Stockinger (60 l.) również go przechodził, ale nie znalazł się na życiowym zakręcie. Uświadomił sobie jedynie, że już naprawdę wiele za nim, ale także to, czego jeszcze chciałby doświadczyć.

Co uszczęśliwia mężczyzn, panie Tomaszu?

Tomasz Stockinger: - Uszczęśliwia nas to, co wszystkich ludzi, czyli samorealizacja. Chodzi o spełnienie w każdej dziedzinie. Mówią, że prawdziwy mężczyzna musi posadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna. Wydaje mi się, że to taki program podstawowy.

A co w takim razie dojrzałemu mężczyźnie daje prawdziwe poczucie siły?

T.S.: - Cały czas się nad tym zastanawiam. Obserwuję, jak mija kolejny rok mojego życia i próbuję odpowiadać na to pytanie. Czyli przez cały czas szukam swoich ścieżek.

Reklama

Kiedy było łatwiej? Jak pan zaczynał swoją karierę czy może teraz?

T.S.: - Jak byłem młodszy, to wszystko wydawało mi się znacznie łatwiejsze. Czułem, że mam przed sobą jeszcze dużo czasu. Teraz mam na to trochę inne spojrzenie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że już więcej za mną niż przede mną. Nie da się jednak ukryć, że dziś zdecydowanie łatwiej się żyje, a wszystko dzięki rozwojowi nowoczesnych mediów. Ale z drugiej strony jest ogólny bałagan. Dookoła pojawiają się jednodniowe gwiazdy. Trudno odróżnić amatora od zawodowca.

Wkurza to pana?

T.S.: - Im bardziej mój wiek jest poważny, tym bardziej chciałbym być poważnie traktowany. Mam już 60 lat na koncie i chciałbym brać udział tylko w wartościowych przedsięwzięciach. 

Przechodził pan kryzys wieku średniego?

T.S.: - Pewnie tak, ale trudno mówić o tym, że przyszedł jakiś wiek i nagle znalazłem się z palcem w nocniku i nie wiedziałem, co mam dalej ze sobą zrobić. To jest taki powolny, naturalny proces.

Nie przyszła panu ochota na superszybki samochód lub młodą kochankę? Bo u niektórych tak się właśnie ten kryzys objawia.

T.S.: - Jeżeli chodzi o sprawy materialne, to jestem coraz dalej od tego typu problemów. Teraz pragnę żyć mądrze, po to, by jak najlepiej zrozumieć siebie. Dlatego wsłuchuję się w swoje potrzeby i zastanawiam się, jakie marzenia pozostały mi jeszcze do zrealizowania. Sprawy materialne zeszły na dalszy plan. Nie mam czegoś takiego, że chcę za wszelką cenę zaszpanować w towarzystwie. Jest wręcz odwrotnie.

Mówi się, że mężczyźni dojrzewają, kiedy na świecie pojawiają się ich dzieci. Tak było w pana przypadku?

T.S.: - Na pewno dojrzałość nie przyszła z dnia na dzień. Uczyłem się roli ojca razem z synem, który się rozwijał i otwierał oczy - również moje - na świat. Wspierałem go, kierowałem jak mogłem, ale nie raz to on wiedział lepiej ode mnie co trzeba zrobić w danej sytuacji. Teraz jest podobnie. Idzie do przodu w dziedzinie, którą sam sobie wybrał. Jeżeli mogę mu coś zasugerować, to robię to dyskretnie. Chcę, żeby Robert był autorem swojego losu i miał poczucie, że sukcesy które go spotykają zdobył własnymi rękoma. 


Przed panem teraz ważny moment. Robert się żeni. Jakiego uczucie?

T.S.: - Przed nim kolejna rola - męża i mam nadzieję... ojca. Dla mnie również byłby to zupełnie nowy rozdział, gdybym doczekał się wnuków. Pragnę być dziadkiem na miarę moich ambicji i wyobrażeń. Chciałbym móc dobrze przygotować do życia to następne pokolenie. Jak by na to nie spojrzeć - to od Roberta zależy czy ród Stockingerów zostanie przedłużony.

To pana życzenie. A przyszli państwo młodzi chcą mieć dzieci?

T.S.: - Biorą ślub i z pewnością nie będą odwlekać takich decyzji. Jeżeli jest się dobrze zorganizowanym, to można pogodzić rodzinę z karierą. A przy dodatkowym wsparciu dziadków będzie im znacznie łatwiej.

Prezent ślubny ma już pan wybrany?

T.S.: - Jeszcze nie, ale z tym nie będzie najmniejszego problemu, bo wszystko ustalimy wspólnie.

Szczęściarz z pana - piękna synowa się panu trafiła!

T.S.: - Dziękuję. Cieszę się, że Patrycja jest serdeczną i skromną osobą. Podoba mi się to, że mimo iż jest na wizji od ponad roku, nie widzę u niej - i mam nadzieję nie zobaczę - żadnych oznak próżności, czy niepotrzebnego gwiazdorzenia. Bo to chyba najgorsze, co może się przytrafić młodemu człowiekowi w tej branży.

Pana syn jest szczęśliwie zakochany, a pan?

T.S.: - Moje serce jest wolne, więc wszystko się może zdarzyć. 


A chodzi pan na randki?

T.S.: - Raczej nie chodzę. Teraz mam okres wyciszenia po burzliwych przejściach. Skupiam się na sobie i rozwoju w pracy. Na randki nie chodzę, bo przeszkadza mi moja popularność. A jak wiadomo tu potrzeba dyskrecji.

Nie doskwiera panu samotność?

T.S.: - Nie czuję się osamotniony. Podoba mi się stan mojej wolności i niezależności. Jak się wchodzi w związki, to zawsze trzeba zrezygnować z pewnych swobód. Musiałbym się naprawdę zakochać, żeby oddać komuś część mojej "niepodległości".

Ale umiałby pan to zrobić?

T.S.: - Oczywiście, udowodniłem to kilkakrotnie. Nie wiadomo co się jeszcze wydarzy w moim życiu i to bardzo dobrze. To dlatego życie jest takie ciekawe. Staram się cieszyć nawet drobnostkami. Oglądam świat oczami dziecka. I sam siebie czasem zaskakuję, że dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie zauważałem.

Warto patrzeć w przyszłość panie Tomaszu?

T.S.: - Mój kolega zapytał mnie kiedyś: Co jest najważniejsze w życiu? Odpowiedziałem, że zdrowie i szczęście. On uśmiechnął się i powiedział, że najważniejsze jest... jutro. I może niech to będzie moja odpowiedź na pani pytanie. Bo naprawdę najważniejsze w życiu jest jutro. 


Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Stockinger
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy