Reklama
Reklama

Poparzony dziennikarz nadal cierpi

Krzysztof Ziemiec (42 l.) mimo że marzy o powrocie na wizję, musiał zrezygnować z propozycji, jakie otrzymał od dwóch stacji. Powodem nadal jest zły stan zdrowia...

"Dostaję propozycje, ale nie prowadzę rozmów, bo boję się, że rehabilitacja może się wydłużyć. Do czerwca mam zwolnienie lekarskie, ale jak długo potrwa leczenie? Nawet sami lekarze unikają odpowiedzi na to pytanie" - mówi Ziemiec w rozmowie z "Na żywo".

Dla dziennikarza zwykły spacer to ogromne cierpienie: "W windzie chodzi cały czas w miejscu, inaczej ból jest nie do wytrzymania. Dwa metry dzielące krzesło od kanapy czasem są drogą na koniec świata. Spacer to ciąg przystanków od ławki do ławki" - czytamy w magazynie.

Pan Krzysztof żyje obecnie z oszczędności oraz pieniędzy, które otrzymuje z ZUS-u. Większość wydaje jednak na rehabilitację, leki, mieszkanie, potrzeby dzieci: "To około 70 procent moich poborów, a oszczędności się kończą. Żyjemy więc skromnie. Ważne, by był uregulowany czynsz około 800 zł miesięcznie, rachunki i zaspokojone podstawowe potrzeby" - tłumaczy.

Reklama

Dużym wsparciem są przyjaciele, którzy pomagają Ziemcom odnowić ich zniszczone w pożarze mieszkanie:

"Radzimy sobie dzięki pomocy przyjaciół. Ciężko pracowali przy remoncie naszego domu. Wynosili meble, czyścili ściany, sprzątali. A byli wśród nich tacy, którzy wcześniej nie mieli szczotki w rękach" - dodaje.

Problemem - jak przyznaje Ziemiec - są pytania dzieci: Marianny (8 l.), Oli (5 l.) i Frania (3): "Oglądamy albumy ze zdjęciami, a synek pyta: Czy ty jeszcze będziesz taki?

To znaczy jaki? - dopytuję. Czy będę miał taką fryzurę, dłuższe włosy?

Nie, tato, taki jak tu... taki ładny? Dziecięce pytania są jak lawina. Będziesz mógł z nami jeździć na rowerze? A na nartach? Kiedy pojedziemy nad morze?" - opowiada dziennikarz.

Ziemiec po wypadku nie załamał się tylko dzięki wsparciu żony, na którą może liczyć przez cały czas. To z nią dzielił się swoim bólem i lękami. Ona obdarowywała go nadzieją, bo jak twierdzi, kiedyś sama otrzymała ją od kogoś:

"Pewnego dnia pielęgniarka przyszła do mnie z kserokopią modlitwy. Próbowała mi tak powiedzieć, że lekarze zrobili już wszystko, co mogli. Wtedy zrozumiałam, że mogę go stracić. Wsiadłam do auta, aby zmówić modlitwę. I dostałam światełko z góry".

Wypadek zmienił dziennikarza, sprawił, że pan Krzysztof stał się bardziej otwarty:

"Kiedyś oszczędny w okazywaniu uczuć, teraz nie marnuje ani chwili. Zakochał się po raz drugi, trzeci, a może dziesiąty. Razem cieszymy się każdym dniem" - dodaje Danuta Ziemiec.

Na Żywo
Dowiedz się więcej na temat: wypadek | Krzysztof Ziemiec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy