Julia Wróblewska znana jest szerszej publiczności dzięki grze w polskich komediach. Niestety młoda aktorka od jakiegoś czasu zmaga się z chorobą psychiczną, o której często mówi w mediach społecznościowych. Choć nigdy nie zdradziła nazwy schorzenia, starała się pokazać obserwatorom, jak można poradzić sobie z zaburzeniami osobowości. Teraz po raz pierwszy zdecydowała się na szczery wywiad.
Julia Wróblewska szczerze o chorobie psychicznej
Julia Wróblewska była gościem w śniadaniówce Dzień Dobry TVN. Aktorka wyznała, że pierwsze problemy ze zdrowiem psychicznym miała już w latach dziecięcych. Jeszcze w szkole podstawowej trafiła do psychologa, gdzie jednym z zapisów było "trudność w określeniu granic ja i ty". Z czasem jednak nieumiejętność radzenia sobie z emocjami zaczęła narastać.
W wieku 16 lat natomiast miałam problemy z lękiem. Wpadałam wręcz w paranoję, że ktoś za mną chodzi, ktoś mnie śledzi. Miałam paniczny lęk przed wychodzeniem samej, jak było ciemno. Nie mogłam wyjść na spacer z psem, jak było ciemno. To wszystko rozregulowało mi sen i koncentrację. Teraz biorę leki, więc tego nie mam.
Julia po wizycie u psychologów i psychoterapeutów zdecydowała się w zastosować farmakoterapię.
Nie ma leku konkretnie na moje zaburzenie, ale farmakoterapia działa objawowo. Stabilizatory nastroju to główne leki, jakie biorę. Lek powoduje, że moje wybuchy są mniejsze i mniej odczuwam to wszystko. Mówi się, że my odczuwamy to wszystko jak z poparzeniem trzeciego stopnia, tylko emocjonalnym. Dla nas rzeczy, które są dla ludzi normalne, nas są w stanie wytrącić z równowagi i wpędzić w agonię wręcz. Gdy nie brałam leków, byłam dla siebie niebezpieczeństwem. Teraz nie jestem.
Aktorce najtrudniej poradzić sobie z odrzuceniem. W takich sytuacjach jest na skrajach choroby.
Najgorsze jest to, jaki bałagan robię w takich stanach. Zależałam się miesiąc i schudłam strasznie. To było po zerwaniu. Nie obwiniam chłopaka. Ale była tragedia wtedy. Nawet się nie zorientowałam, kiedy moje mieszkanie zmieniło się w jaskinię. Leżałam pod kocem i patrzyłam w ścianę godzinami i czekałam, aż będę mogła zasnąć. I tak mijały dni. Zbieram się z rozstania kilka miesięcy - codzienne płakanie w poduszkę, impulsy i chodzenie na imprezy. Po ostatnim zerwaniu we wrześniu zbierałam się do grudnia. Kiedy się ustabilizowałam emocjonalnie, poinformowałam wszystkich jednym zdjęciem. To nasza sprawa jak się rozstaliśmy, ale się rozstaliśmy i to tyle. Nie chcę wprowadzać mediów w tę sferę mojego życia.
Julia Wróblewska, choć dziś jest pod stałą opieką specjalistów, przyjmuje leki, wie, że choroba mało wpłynęła na jej życie.
Nastoletnie lata na pewno. Widziałam wpis, że takie choroby to nie jest coś do chwalenia się ani romantyzowania. To cholerstwo zabrało mi pół mojego życia, wyciągnęło mnie, poturbowało i nie mogę się pozbierać czasami. Zabrało mi szczęście. Wciąż nie czuję się szczęśliwa, ale czuje się lepiej. I co ważne, mój mózg przestaje podpowiadać mi, że może zakończenie wszystkiego to najlepsza opcja.