Reklama
Reklama

Joanna Racewicz spełnia marzenie zmarłego męża!

Odkąd na świecie pojawił się syn Joanny Racewicz i Pawła Janeczka, poświęcili mu się bez reszty. Paweł, oficer BOR-u, wziął wtedy ponad miesiąc urlopu.

Patrząc na rosnącego synka oboje zapragnęli stworzyć coś niezwykłego. Miejsce, w którym dzieci, takie jak ich Igorek, będą wyrastać na wspaniałych, odważnych mężczyzn, rozwijać się w poczuciu szacunku i miłości do ojczyzny.

Planowali otworzyć przedszkole, które nazywałoby się "Polak mały". Prosto, ale i dumnie, jak z wierszyka, który zna każde polskie dziecko.

Reklama

Nie udało się zrealizować tych zamierzeń. Kilka miesięcy przed planowanym odejściem z BOR-u mąż dziennikarki zginął tragicznie w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku.

Mały Igorek dwa tygodnie później kończył dwa latka.

Joanna Racewicz długo nie mogła uwierzyć w śmierć ukochanego męża. Bywały straszne dni, kiedy nie miała siły wstać z łóżka.

To jej syn, mały dzielny mężczyzna, który tak bardzo przypominał jej Pawła, wydobył ją z rozpaczy. Zrozumiała, że musi żyć. Dla niego.

Dziś pragnie przede wszystkim zachować pamięć o mężu. Dlatego wróciła do planów sprzed lat. Zamierza doprowadzić do końca ideę Pawła i otworzyć przedszkole, gdzie najważniejsze będą wartości patriotyczne, odwaga, sprawność fizyczna, wrażliwość.

"Chcę stworzyć miejsce, które będzie wpajać dzieciom dobre, męskie wzorce. Wychowywać chłopców na dzielnych młodych ludzi. Zamiast pań przedszkolanek zajęcia prowadziliby panowie. Byłoby dużo sportu, muzyki, tego, co było bliskie Pawłowi. Przedszkole mogłoby wychowywać młodych ludzi na jego obraz i podobieństwo" - zdradza "Dobremu Tygodniowi" dziennikarka.

Czytaj dalej na następnej stronie

Choć w pracy był oficerem ochraniającym najważniejszych ludzi w państwie, dla bliskich pozostawał ciepły i czuły.

"Najlepszy tata na świecie" - mówiła o mężu w swojej książce "12 rozmów o pamięci".

"Robił zakupy, czytał książki o diecie karmiącej matki, dbał, żeby niczego nam nie brakowało" - wspomina.

Przed narodzinami syna martwił się, w jaki sposób tak potężnie zbudowany mężczyzna jak on zaopiekuje się takim okruszkiem.

"A potem to w jego ramionach Igor czuł się najbezpieczniej. Ja się bałam, a Paweł bez mrugnięcia okiem kąpał synka" - opowiada.

Gdy maluch rozrabiał, miał dla niego nieskończone pokłady cierpliwości.

"I co z tego. Młody doświadcza, poznaje świat" - tłumaczył, kiedy Igorek spychał z biurka laptop. A gdy mały w końcu zniszczył komputer, stwierdził, że najważniejsze, iż dziecku nic się nie stało.

Ich miłość okazała się silniejsza niż śmierć i upływ czasu. Joanna wciąż pamięta dotyk silnego męskiego ramienia, na którym zawsze mogła się oprzeć. I wartości, które były dla Pawła najważniejsze.

Dlatego wie, że choć czeka ją jeszcze wiele pracy, kiedyś doprowadzi do końca dzieło jego życia. Ocali pamięć o nim i sama stworzy przedszkole dla małych Polaków.

"Obiecaliśmy to sobie z Pawłem" - wyznaje.

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy