Anna Kurska zmarła 25 sierpnia br. w wieku 87 lat. Dla całej rodziny śmierć kobiety to wielki cios. Bardzo trudno będzie im teraz się pozbierać, ale na szczęście mogą liczyć na siebie nawzajem.
Wielkim marzeniem zmarłej było to, żeby jej ukochani synowie wreszcie się pogodzili. Jarosław i Jacek Kurscy to reprezentanci dwóch zwaśnionych stron sporu politycznego. Pierwszy związany jest z "Gazetą Wyborczą" i środowiskiem Komitetu Obrony Demokracji, a drugi to prezes TVP kojarzony z Prawem i Sprawiedliwością. Już nie raz dochodziło między nimi do niesnasek.
"Nie wszyscy Kurscy są do kitu!" - wykrzykiwał Jarosław podczas marszu KOD, czym ewidentnie chciał dopiec bratu. Na te słowa szybko zareagował Jacek. Wyjawił, że były one dla niego bardzo bolesne, a z jego bratem "dzieje się coś złego".
"To już kolejny atak brata na mnie, ale pierwszy tak otwarty, publiczny. Choć inne, zakulisowe, były bardziej przykre" - opowiadał młodszy z Kurskich na łamach tygodnika "wSieci".
Relacje między braćmi kładły się cieniem na atmosferze w ich domu rodzinnym. Anna Kurska martwiła się, że jej synowie aż tak daleko od siebie odeszli. Walczyła o to, by się pogodzili. I wiele wskazuje na to, że jej się to udało. Na jej pogrzebie Kurscy wreszcie stanęli obok siebie, podarowali wspólny wieniec, a podczas mszy podali sobie dłonie na znak pokoju. Mama z pewnością byłaby z nich dumna.
"Kochała swoich synów i chciała, żeby byli ponad podziałami. Podziały są jak suche liście na jesieni. Anna stara się nam powiedzieć: żyjcie ponad tymi podziałam" - mówił abp Sławoj Leszek Głódź na homilii.
Oby pokój między braćmi był trwały!
