Od 52 lat są szczęśliwym małżeństwem. Nawet jeśli zdarzyło się między nimi jakieś nieporozumienie, to drobne i na chwilę.
"Nigdy to nie były poważne sprawy, nic damsko-męskiego. Gdyby któreś z nas zakochało się w kimś innym, wtedy byłby między nami absolutny koniec" – wyznała ostatnio Elżbieta Starostecka.
Nie potrafiłaby wybaczyć ukochanemu zdrady.
"Nic już nie byłoby możliwe, straciłabym zaufanie" – wyjaśniła.
Poznali się w czasach studenckich w Łodzi. Ona śpiewała w kabarecie, Włodzimierz Korcz akompaniował. Po występie odprowadził ją do domu. Nie mogli się rozstać.
"Zdecydowaliśmy, że będziemy razem do końca życia, mając 21 lat. Natychmiast chcieliśmy brać ślub" – wspomina Elżbieta.
Na prośbę taty kompozytora poczekali dwa lata, by sprawdzić, czy uczucie przetrwa.
Z rozczuleniem wspominają pierwsze wspólne święta w wynajętym pokoiku na facjatce. Aktorka wyszła ze szpitala po operacji wyrostka, a pod choinką czekał prezent: wymarzone botki.
Włodek nie mógł znieść, że zimą chodziła w pantofelkach i bardzo marzła. Najgorszy czas? Kiedy urodziła się ich córka Ania, a mąż, by zarobić na wykończenie domu, grał na norweskim statku.
Dziś ten dom jest ich ukochanym miejscem. Tętni gwarem, gdy przyjdą dzieci i wnuki. Oboje nie wyobrażają sobie spędzania oddzielnie wolnego czasu.
"Nigdy nie mieliśmy osobnych wakacji. Nie musimy od siebie odpoczywać" – zapewnia Korcz.
Mają podobne widzenie świata i tęsknoty. Uwielbiają podróże, a do najwspanialszych wypraw zaliczają pobyt w Australii i Nowej Zelandii. Każdego dnia są dla siebie wsparciem.
"Myślę, że już by mnie nie było na świecie, gdyby nie żona. Miałem kilka poważnych operacji i Elżbieta w każdej sekundzie ze mną była" – wyznaje muzyk.
Mimo upływu lat, ich uczucie nadal jest silne.
"Włodek wciąż jest chłopcem. Ze wszystkimi emocjami i szaleństwami" – mówi aktorka.
Zobacz również:
***
