Danuta Szaflarska pod koniec ubiegłego roku trafiła do szpitala. Doznała lekkiego udaru i miała kłopoty z mówieniem oraz z poruszaniem się. W styczniu, gdy wreszcie zaczęła dochodzić do zdrowia, wydarzył się przykry wypadek. Podczas próby spektaklu w Teatrze Żydowskim przewróciła się i złamała biodro.
"Na drugi dzień po operacji wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić. W lutym zaplanowana jest premiera sztuki, dam radę, bo przecież jeszcze jest dużo czasu. Jestem tylko obolała od tych różnych zastrzyków, zabiegów i badań. Poza tym jest dobrze" - uspokajała 101-letnia artystka.
Jednak jej oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Na przestrzeni czasu stan zdrowia wcale nie ulegał poprawie. Lekarze musieli odciągnąć jej wodę z płuc i to już po raz kolejny. Ze szpitala wypuszczono ją dopiero po ponad tygodniu.
Aktorka przez cały czas miała nadzieję, że będzie mogła bez problemów wrócić na scenę. Podkreślała, że nie ma zamiaru kończyć kariery zawodowej. Także dyrektor teatru nie wyobrażał sobie, że może jej zabraknąć w obsadzie. Wiele razy zapewniał, że czeka na nią z premierą spektaklu "Sklep przy głównej ulicy". Sprawy przybrały jednak nieoczekiwany obrót i w rozmowie z "Super Expressem" Szaflarska wycofała się z wcześniejszych deklaracji.
"Nie, nie chce mi się. Nigdzie nie będę się pokazywać i nigdzie występować" - miała powiedzieć.
Jeśli rzeczywiście już nigdy nie zagra w żadnej sztuce, będzie to dla jej fanów wielki cios. Mimo wszystko ci z pewnością zrozumieją, że to zdrowie jest najważniejsze.
Zobacz również:
***Zobacz więcej materiałów
