Reklama
Reklama

Wanda Kwietniewska: Na nowo skleiła tę miłość

Życie artystki od początku nie zanosiło się na spokojne i poukładane.

Jej mama była w zagrożonej ciąży, więc zdecydowali z ojcem, że udadzą się do renomowanego szpitala w Gdańsku, licząc, że tam znajdą lepszą opiekę. 

Po drodze zatrzymali się w Przywidzu na Kaszubach, gdzie dziadkowie piosenkarki prowadzili szkołę. I wtedy nastąpił przedwczesny poród.

"Zamiast w renomowanej klinice urodziłam się na stole w szkolnej kancelarii" – wspominała.

Biorąc pod uwagę miejsce przyjścia na świat, można by przypuszczać, że Wanda będzie w szkole orłem, ale tak się nie stało. 

Reklama

"Słabo czytałam, choć pochodziłam z nauczycielskiej rodziny. Kiedyś podsłuchałam rozmowę dwóch wychowawczyń i nasza do tej drugiej powiedziała: 'Klasa fajna, tylko te dwa głąby...'. Mówiła o mnie i koledze Leszku" – wspominała.

Ubodło ją to tak mocno, że zażądała od rodziców, by natychmiast nauczyli ją czytać.

W szkole średniej radziła sobie lepiej, ale do czasu, gdy założyła kabaret "Pszydafka".

"Przez niego musiałam zrezygnować ze szkoły. Zmienił się dyrektor, my na przeglądzie wygraliśmy pieniądze. Okazało się, że musimy to wpłacić na komitet rodzicielski. Zaprotestowałam" – wyznała. 

Jednak dyrektor postawił na swoim, a Wanda maturę zdała w liceum w Kwidzynie.

Jej pasją, prócz muzyki, była siatkówka, i to dzięki niej w wieku 16 lat poznała na wakacjach Andrzeja Mizińskiego, w którym z wzajemnością się zakochała.

"Wypatrzyłam go przez okno. Grał z kolegami w siatkówkę. Był najlepszy. Po dwóch tygodniach znajomości zaczęliśmy pisać do siebie listy, bo Andrzej wyjechał na studia do Warszawy. Pewnego dnia przyjechał z kwiatami i czekoladkami do Elbląga. Akurat zbliżały się święta, więc najpierw pomógł wytrzepać dywany, a potem mi się oświadczył. Ale mama powiedziała mu, że jestem jeszcze głupią kozą" – opowiadała. 

Na drodze ich miłości stanął, i to dosłownie, ojciec wokalistki.

Pewnego dnia Wanda wymknęła się o świcie z domu, by pojechać do ukochanego do stolicy, ale na dworzec nie dotarła.

Tata zawrócił ją z drogi. Nigdy nie wyznała Andrzejowi prawdy, bo wstydziła się przyznać, że uległa ojcu. 

Ale chłopak poczuł się wówczas odepchnięty i rozstali się.

Szczęście nie dopisało jej też, gdy próbowała dostać się do łódzkiej filmówki. Zdała egzaminy, jednak nie przyjęto jej z braku miejsc. Zaczęła więc naukę w Studiu Sztuki Estradowej w Poznaniu. 

A niedługo później występowała już z Małgorzatą Ostrowską i Grzegorzem Stróżniakiem w Lombardzie.

Z menadżerem zespołu, Piotrem Niewiarowskim, nie mogła jednak znaleźć wspólnego języka. 

"Faworyzował Małgosię, no i nie pozwalał grać moich kompozycji" – wyznała.

Gdy w końcu wyrzucił ją z kapeli, zawalił jej się świat. Ale gdy szok minął, postanowiła mu udowodnić, że da sobie radę i założyła zespół Banda i Wanda. 

Cztery lata później, gdy kapela się rozpadła, znów stanęła pod ścianą. Żeby zarobić na chleb, wyjechała do... Japonii.

"Śpiewałam do kotleta covery po angielsku, swoje polskie hity oraz jeden kawałek po japońsku. Przez pół roku zarobiłam od cholery pieniędzy. Mogłam kupić samochód i mieszkanie" – chwaliła się w wywiadach.

Po powrocie do kraju, wraz ze swoją nową formacją Wanda i Banda szybko zdobyła serca publiczności. Jej przeboje śpiewała cała Polska. 

Wokalistka nie miała jednak szczęścia w miłości.

Rozstaniem zakończył się jej 10-letni związek, którego owocem jest ukochana córka piosenkarki.

"Moją Karinę urodziłam, mając 39 lat" – wspominała.

Telefon, który zmienił jej los

Tymczasem jej dawny ukochany założył rodzinę i doczekał się dzieci.

Ale nadal, gdy tylko widział Wandę w telewizji, serce podchodziło mu do gardła. 

Gdy w jego małżeństwie przestało się układać, odżyły emocje sprzed lat. 

"Któregoś dnia z przyjaciółmi wspominaliśmy Wandę. I w tej chwili zdałem sobie sprawę, że dłużej nie mogę tak żyć. Przez trzydzieści lat nie zapomniałem adresu jej rodziców w Elblągu. U jej zaskoczonej mamy wyprosiłem numer komórkowy" – opowiadał.

Gdy Wanda usłyszała jego głos w słuchawce, zrobiło się jej słabo.

"Moje dotychczasowe miłości kończyły się rozczarowaniami. Bardziej od efekciarstwa zaczęłam cenić odpowiedzialność, dobroć, lojalność czyli to wszystko, z czym zawsze kojarzył mi się Andrzej" – wspominała. 

Dała mu więc drugą szansę i zaprosiła na weekend na Mazury, gdzie spędzała wakacje z córką. 

Po trzech dniach razem wrócili do Warszawy i zaczęli sklejać to, co rozpadło się 30 lat wcześniej. Wanda wreszcie była szczęśliwa.

"Mam zespół, wspaniałą córkę i Andrzeja, który zawsze powie: „Będzie dobrze”, jak mi gdzieś dokopią" – wyznała.

***

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Wanda Kwietniewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama