Reklama
Reklama

Tomasz Lis znów tłumaczy się z cytowania rzekomego wpisu Kingi Dudy. Przesada?

Tomasz Lis jest chyba najbardziej kontrowersyjnym polskim dziennikarzem.

Ma wielu wrogów, którzy otwarcie go krytykują. 

Ci z pewnością cieszą się, że wkrótce jego program zniknie z anteny TVP.

Pamiętają wpadkę Lisa, do której doszło na wizji.


Czytaj dalej na następnej stronie

Jeszcze w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej redaktor zaprosił do studia Tomasza Karolaka.

Wspólnie wykpiwali córkę Andrzeja Dudy, Kingę. 

Sugerowali, że dziewczyna zamieściła na Twitterze pewien wpis. 

Miała w nim obiecywać, że jej ojciec, gdy tylko obejmie urząd prezydenta, odda statuetkę dla filmu "Ida".

Reklama

Po czasie okazało się, że Kinga nie miała z tymi słowami nic wspólnego. 

Pochodziły one z fałszywego profilu, o czym Tomek nie wiedział.


Czytaj dalej na następnej stronie

Lis chyba poczuł, że swoim zachowaniem przekroczył wszelkie granice.

Przeprosił Dudę zarówno publicznie jak i osobiście.

Teraz znów wspomniał tamten czas.

Wygląda na to, że poczucie winy jeszcze nie zniknęło, bowiem dalej się tłumaczy.


Czytaj dalej na następnej stronie

"11 maja, w czasie programu, poczułem się bardzo źle. Byłem kilka tygodni po wielodniowych pobytach w szpitalach, dwóch w Amsterdamie, a potem w Warszawie. W czasie rozmowy z A. Kwaśniewskim czułem, że lada moment zemdleję" - napisał w artykule na portalu, którego jest udziałowcem.

Później było tylko gorzej.


Czytaj dalej na następnej stronie

"Czułem się strasznie, na pewno tak wyglądałem. Program, czego na szczęście nikt nie zauważył, skróciłem o 6 minut. W tym czasie na Woronicza jechała już karetka. Chwilę potem wylądowałem na kardiologii w szpitalu MSW na Wołoskiej. Lekarze, podobnie jak w wypadku poprzednich pobytów w szpitalach, kategorycznie odradzali mi prowadzenie programu w tym stanie zdrowia. Jak poprzednio, podpisałem dokument o wypisaniu mnie ze szpitala na moją prośbę" - czytamy w notce Lisa.

Po obszernych tłumaczeniach i wykręcaniu się problemami zdrowotnymi, przeszedł wreszcie do sedna sprawy.


Czytaj dalej na następnej stronie

"Moja producentka powiedziała mi, że Karolak chce mówić o jakimś wpisie Kingi Dudy na Twitterze. Dosłownie sekundy przed programem, jeden z moich współpracowników podał mi kartkę, z rzekomym wpisem Pani Dudy. Gdy Karolak zaczął mówić o sprawie, sięgnąłem po karteczkę i przeczytałem treść rzekomego tweeta. Po czym dodałem, że to co mówi albo czego nie mówi młoda osoba nie ma znaczenia. Tuż po programie poinformowano mnie, że wpis jest fałszywy. Natychmiast na Twitterze panią Kingę Dudę przeprosiłem" - ciągnął temat dziennikarz.


Czytaj dalej na następnej stronie

Na koniec zasugerował, że padł ofiarą prowokacji!

Wydaje mu się, że ktoś zastawił na niego sidła.

"Nawiasem mówiąc, fałszywe konto Pani Kingi Dudy funkcjonowało na Twitterze przez wiele tygodni. Ani kandydat ani jego sztab nie usunęli go, choć jest to proste. Rozumiem, że ktoś miał wpaść w pułapkę" - kontestuje.

Myślicie, że coś w tym jest czy to jednak za daleko idące wnioski?

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy