Elżbieta Jaworowicz, nazywana dziś ikoną telewizji i królową szklanego ekranu, w młodości marzyła o pracy tłumaczki (ponoć świetnie zna język hebrajski!). Na podyplomowe studia dziennikarskie poszła, jak wyznała w wywiadzie, by dostać... meldunek w Warszawie.
Szybko jednak połknęła telewizyjnego bakcyla i jeszcze jako studentka trafiła na wizję jako zwyciężczyni konkursu ogłoszonego przez "Telewizyjny Ekran Młodych". Właśnie wtedy pod swoje skrzydła wzięła ją gospodyni niezapomnianego "Tele-Echa".
"Nie była panienką, która pcha się na ekran. Sama ją wybrałam, bo - jako jedna z niewielu dziewczyn przysłanych do mnie na konsultacje - całej nadziei na dostanie pracy nie pokładała w... urodzie" - opowiadała wiele lat później Irena Dziedzic.
Dziś Elżbieta Jaworowicz ma status megagwiazdy i opinię... niezatapialnej.
"Ja po prostu staram się pracować najlepiej, jak potrafię" - mówi, pytana o własny przepis na sukces.
"Ciągle czuję się potrzebna, więc o emeryturze nie myślę" - stwierdziła niedawno, gdy po przerwie spowodowanej wybuchem pandemii wznowiono zdjęcia do "Sprawy dla reportera".
Dlaczego o jej życiu wiemy tak niewiele?