Reklama
Reklama

"Sanatorium miłości": Małgorzata Zimmer i Marek Jarosz rozstali się!

Małgorzata Zimmer po rozwodzie była samotna od pięciu lat. Marek Jarosz był wdowcem od trzech lat. Oboje szukali miłości w programie. I wydawało się, że trafili na siebie.

Ich znajomość na oczach widzów szybko przeradzała się we wzajemne zauroczenie. Po powrocie z Ustronia niewątpliwie byli najszczęśliwszą parą kuracjuszy. Mówiło się, że wkrótce razem zamieszkają...

- Już nie jesteśmy razem - mówi rozżalona Małgorzata Zimmer w rozmowie z "Rewią". - Rozstaliśmy się i nie będziemy kontynuowali naszej znajomości...

Reklama

Tego nikt się nie spodziewał, jak jednak do tego mogło dojść? Przecież uwagę na siebie zwrócili już w pociągu jadącym do uzdrowiska w Ustroniu. Los sprawił, że znaleźli się w jednym przedziale. W połowie drogi zaczęli rozmawiać.

- Małgorzata zrobiła na mnie ogromne wrażenie - opowiadał Marek Jarosz. - Czułem, że to jest kobieta o jakiej marzyłem... Od pierwszego odcinka nie odstępował atrakcyjnej byłej stewardesy. Pozostali uczestnicy traktowali ich jako parę.

Nawet zauroczony panią Małgorzatą wysportowany Ryszard Kruszelnicki (71 l.) ustąpił pola rywalowi.

- Podobało mi się, że byłam adorowana przez Marka - przyznaje pani Małgorzata. - Wyczuwałam też, że był on o mnie bardzo zazdrosny. Wtedy czuła satysfakcję, bo przecież po to zgłosiła się do programu. Szukała miłości.

Pan Marek na każdym kroku okazywał gorące uczucia, ona była bardziej powściągliwa. - Jestem osobą skromną - tłumaczy pani Małgorzata. - Nie chciałam niczego deklarować. Z kolei Marek wszystkim opowiadał, jaki jest zakochany...

Im jednak bardziej poznawała partnera, tym bardziej była przekonana, że jest szczery, był świetnym rozmówcą. Po zakończeniu programu wrócili do swoich domów.

Czytaj dalej na następnej stronie

Mieli do siebie niedaleko. Ona mieszka w podwarszawskim Nadarzynie, a on w Józefowie. Dlatego Marek w weekendy przyjeżdżał do Małgorzaty. I codziennie dzwonił. Razem też zaczęli pokazywać się w telewizji, chętnie udzielali wywiadów.

Ona wciąż była bardzo stonowana, z kolei on chętnie opowiadał, że myślą o ślubie i niebawem wspólnie zamieszkają. Ślub miał się odbyć jesienią... - Mamy tylko jeden dylemat - zwierzał się pan Marek. - Kto się do kogo przeprowadzi? Każde z nas ma dom, do którego jest przywiązane.

A mimo to stawiali kolejne kroki ku pogłębieniu znajomości. Milowym krokiem było nawiązanie kontaktów z ich rodzinami. Pani Małgorzata poznała córki partnera: Katarzynę i Karolinę. Pan Marek z kolei miał okazję spotkać się z Oliwią, młodszą córką pani Małgorzaty, która niedawno urodziła bliźniaczki. Starsza córka Patrycja od lat przebywa z rodziną w USA.

- Bałam się tego spotkania - przyznaje była stewardesa. - Oliwia nie chciała, żebym brała udział w programie. Moje obawy były niepotrzebne...

Gdy wszystko pięknie się układało, nagle pojawił się kryzys. Zaczęło się od drobnych kłótni i różnicy zdań. - Wtedy zrozumiałam, że to nie człowiek dla mnie - smutno mówi pani Małgorzata.

Dała panu Markowi jednak czas, żeby przemyślał postępowanie. Otrzymał szansę. - Powiedziałam, co mi się w nim nie podoba - opowiada pani Małgorzata. - Czułam, że tracę do niego zaufanie.

Pan Marek od tamtego czasu zamilkł. Razem mieli spędzić drugi dzień świąt wielkanocnych, ale nie pojawił się w Nadarzynie. Pani Małgorzata spędziła samotnie ten dzień z psem. Przypuszcza, że pan Marek poczuł się urażony. Może zraniła jego męskie ambicje...

- To nie wasza sprawa - ucina Marek Jarosz w rozmowie telefonicznej z "Rewią". - Proszę do mnie nie dzwonić!

Małgorzata Zimmer dziś inaczej patrzy na tę znajomość. Przykro jej, bo czuje, że została wciągnięta w coś na kształt uwodzicielskiej gry. Żałuje, że po tylu pięknych słowach znowu jest sama.

Zastanawia się, dlaczego ten, który miał być obok, tak szybko się poddał i nie próbuje o nią walczyć.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: "Sanatorium miłości"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy