Piotr Fronczewski nie oddał mamy do domu opieki!
Życie aktora toczy się od czterech lat innym rytmem. To wtedy zaproponował mamie Bognie Duszyńskiej, 103-letniej obecnie kobiecie, by po wypadku (w wyniku którego doznała poważnego złamania), zamieszkała z nim i żoną Ewą.
Obaw nie brakowało. A jak jest dzisiaj?
- Bałem się, cholernie się bałem. Przecież opieka nad osobą starszą jest trudniejsza niż pielęgnowanie niemowlęcia. Trzeba przekroczyć barierę intymności, pozbyć się skrępowania - wyznaje w książce "Ja, Fronczewski".
Przyznaje, że choć początki były trudne, ani razu nie pomyślał o domu opieki. Duża w tym zasługa jego żony, która zajmuje się panią Bogną nie jak teściową, ale jak własną matką.
- Poranki są moje. Zmiana pampersów, przebieranie, mycie, posiłki, czasem spacer na wózeczku, jeśli pogoda i samopoczucie mamy pozwoli - opowiada Fronczewski.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Dopiero po tych codziennych rytuałach idzie do teatru, by potem na krótko wrócić w porze obiadu. Po wieczornym spektaklu znów pędzi do domu, żeby zdążyć przygotować mamę do snu.
- Cieszę się, że nie zrejterowałem, że nie ominąłem tego ważnego etapu w życiu. Dla mnie te ostatnie cztery lata z mamą to są rekolekcje - dodaje.
Opieka nad rodzicielką jest dla niego czymś więcej. Chce w ten sposób spłacić dług za jej poświęcenie. Ona nigdy go nie zawiodła. Gdy jako dziecko coś przeskrobał, zawsze stawała w jego obronie. Jak najlepszy przyjaciel potrafiła wysłuchać i dochować tajemnicy.
- Była przeciwwagą dla ojca. Kimś czułym i ciepłym. Ufałem jej bezgranicznie. I właściwie nigdy się to nie zmieniło - wyznaje aktor. Później, gdy był już dorosłym mężczyzną, mężem i ojcem, zapraszała na obiady, wspierała w wychowaniu wnuczek.
- Ja tę naszą wspólną podróż przez życie rozpatruję w kategoriach cudu - podsumowuje Piotr Fronczewski.