Reklama
Reklama

Pascal Brodnicki wkurzył się w restauracji. Wstał od stołu i wyszedł!

Kucharze są dziś tak popularni, jak gwiazdy rocka. Ty też się tak czujesz?

- Popularność nigdy nie była moim celem. I prawda jest taka, że kiedy wyjeżdżam za granicę, to nikt mnie nie zna. Ludzie oceniają mnie jedynie po tym, jakim jestem człowiekiem, nie ma dla nich znaczenia to, że jestem "panem z telewizji". Gdy natomiast jestem w Polsce, sytuacja zmienia się diametralnie. Tutaj, czy tego chcę, czy też nie, odbierany jestem jako telewizyjna gwiazda. Kiedy jednak ludzie poznają mnie osobiście, są zdziwieni, że jestem... normalnym facetem.

Reklama

Ale show-biznes to nie tylko popularność, to także pieniądze. Jaki masz do nich stosunek?

- Pieniądze są ważne, ale z pewnością nie są najważniejsze. Mam do nich dystans. Na pierwszym miejscu jest rodzina i często odrzucam intratne zlecenia, bo syn ma turniej piłkarski lub obiecałem, że pójdziemy do lasu w sobotę etc. Wiem, że podejmuję słuszne decyzje stawiając rodzinę ponad wszystko. To są najważniejsze momenty. Nieobecności w życiu mojego dziecka nic nie zrekompensuje. To da mu siłę na całe życie.

Zatem nie zrobisz wszystkiego dla pieniędzy?

- Nic z tych rzeczy! Mam swoje zasady. I za żadną sumę ich nie złamię. Priorytetem jest dla mnie bycie szczęśliwym. A moim największym bogactwem jest czas. Jeżeli mam więc chwilę dla siebie i swojej rodziny, to wtedy mogę powiedzieć, że jestem bogaty.

Czyli dzień zaczynasz od przyjemności, a nie od pracy?

- Zdecydowanie od przyjemności. Budzę się z rodziną, jemy wspólne śniadanie, wiozę syna do szkoły. Wtedy jest idealnie. Kiedy natomiast nagrywam swój program za granicą, to wszystko się zmienia. Ale tak czy inaczej zawsze startuję od wspólnego śniadania, czyli od... przyjemności!

Czytaj dalej na następnej stronie...

Niedawno zakończyłeś trzyletnią współpracę z niemiecką siecią sklepów dyskontowych. Z kolei twój przyjaciel Karol Okrasa, z którym występowałeś w reklamach, nadal kontynuuje z nimi swoją przygodę. Dlaczego tak się stało?

- Zakończyła się pewna formuła, która była oparta na pojedynku dwóch kucharzy, którzy są w podobnym wieku, ale różnią się kulturą. 

Zatem powiedzenie: "Gdy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze" nie miało w tym przypadku znaczenia?

- Nasze drogi rozeszły się i to bez podtekstów.

Akcja się skończyła, ale przyjaźń z Karolem przetrwała?

- Ja robię swoje, a jemu życzę jak najlepiej. Obecnie całą swoją zawodową energię poświęcam nowym projektom pod moim własnym nazwiskiem. Chcę być blisko zwykłych ludzi, żadnych celebryckich klimatów.

Zamieniam się zatem w słuch.

- Na razie nie za bardzo mogę o tym mówić. Są to projekty telewizyjne, ale nie tylko. Ostatnio wydałem też swoją kolejną książkę - "Kuchnia z pomysłem" - i zajmuję się jej promocją. To kulinarny przewodnik, który podpowiada jakie składniki kupić, jak je przechować i co z nimi zrobić. Ale najważniejsze projekty jeszcze są za zasłoniętą kurtyną, więc proszę o chwilę cierpliwości.

Codziennie masz ochotę na gotowanie?

- Tak nie jest. Teraz gotuję zdecydowanie mniej niż dawniej. Ale na szczęście wielką przyjemność nadal sprawia mi rodzinne gotowanie.

A jadasz czasami na mieście?

- Pewnie. Lubię to robić i zawsze staram się pytać kelnerów o najczęściej zamawiane potrawy. Poznaję w ten sposób gust Polaków. Poza tym przekonuję się co mają mi do zaoferowania inni kucharze. A poziom w Polsce jest coraz lepszy.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Zdarzyło ci się kiedykolwiek zwrócić nieudane danie w restauracji?

- Moim zdaniem dobry kucharz powinien uratować każde danie. I zawsze mówię to, co myślę. Może czasami jestem przez to odbierany jako "żabojad z telewizji". Ale moim zdaniem szczerość jest najważniejsza. Powinniśmy być szczerzy wobec siebie i to nie tylko w kuchni. Zatem: tak, zdarzało mi się wstać od stołu w restauracji bo dania nie dało się zjeść .

Czy twoja żona ma bardziej wyrobiony gust kulinarny, niż przeciętna Polka?

- Moja żona Agnieszka jest łasuchem. Zawsze lubiła jeść. Poza tym nie boi się poznawania nowych rzeczy. Nie da się też ukryć, że ma znacznie więcej do czynienia z jedzeniem, bo przecież związała się z kucharzem, a nie z prawnikiem. Nasze życie toczy się w kuchni, Leo odrabia lekcje przy kuchennym stole, my mieszamy w garnkach, psy kradną ukradkiem przysmaki, gonimy je przez pół domu, by odzyskać skradzioną paczkę ciastek do tiramisu. Jest wesoło i zdecydowanie kulinarnie!

Twoje życie zmieniło się, gdy poznałeś Agnieszkę?

- Ustatkowałem się. Dopiero z nią zacząłem budować prawdziwy dom. Wcześniej miałem tylko swoje miejsca do spania. Dziś jesteśmy razem już 11 lat i jest nam ze sobą bardzo dobrze. Znalazłem swoją drugą połówkę. Możemy na siebie liczyć, wspierać się w dobrych i tych gorszych momentach. Każdą decyzję podejmujemy zgodnie z tym co jest dla nas w życiu najważniejsze. Kiedy jestem w Afryce na bazarze i nie wiem, gdzie będę spał wieczorem, to tęsknię za domem. Doceniam spokój jaki mam, ciepły dom, kobietę, która ciągle się rozwija i znajduje czas, by jeszcze pomóc innym.

To było dla ciebie jasne od pierwszego wejrzenia?

- Od razu czułem, że to ta kobieta.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Są jakieś cechy, za które cenisz ją najbardziej?

- Jest ich naprawę sporo. Na pewno zaliczają się do nich: spokój, dobroć, delikatność...

A jaki jest wasz syn?

- Leo jest już dużym chłopcem. Jest dobrym człowiekiem. Ale staram się o nim nie opowiadać. To jego życie i chcę, aby sam zadecydował, czy będzie się nim dzielić w mediach. Uwielbia naszych polskich piłkarzy. Może kiedyś Robert Lewandowski da się zaprosić do nas na dobrą kolację... chciałbym zobaczyć minę Leo!

Patrzysz jeszcze na świat chłopięcymi oczami?

- Zależy w jakich sprawach. Czuję się dorosłym facetem, a nie dzieckiem. Ale są takie momenty, w których się to zmienia. Jednym z nich jest chwila, w której kupuję zabawkę dla syna i łapię się na tym, że sam z przyjemnością bym się nią pobawił. nn Więcej w tobie wrażliwca czy silnego faceta? Jestem taki i taki. Mam wiele twarzy. A tak naprawdę wszystko zależy od momentu, w którym się znajduję i od emocji, jakie przeżywam.

A ostatnio nie możesz narzekać na ich brak.

- To prawda, że wasza rodzina się powiększyła? Wzięliśmy psa z domu tymczasowego dla szczeniaków. W zeszłym roku pochowaliśmy naszego ukochanego psa, Kluska. Był ze mną 17 lat. Gdy sięgam pamięcią wstecz, od zawsze żyłem z psami. To najwięksi przyjaciele mojej rodziny i to od kilku pokoleń.

Jak się wabi nowy członek waszej rodziny?

- Mila. Jest kundelkiem, podobnie jak Klusek. Jest z nami od sierpnia. Od razu skradła nasze serca. Wystarczy, że spojrzeliśmy w jej oczy i od razu wiedzieliśmy, że to ją zabierzemy do domu. Polecam branie psów ze schroniska lub z domów tymczasowych.

Zastanawiasz się czasami, co będzie dalej?

- Żyję dniem dzisiejszym. Skupiam się na własnej rodzinie i projektach na najbliższe trzy lata. I... celebruję momenty szczęścia.

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Pascal Brodnicki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy