Reklama
Reklama

"Najbliżsi opuścili mnie jako pierwsi"

Długo nie chciała pani rozmawiać o demonach przeszłości. Na szczęście dla nas zrobiła pani wyjątek!

Ilona Felicjańska: - Czas przerwać milczenie. To nie był do końca mój wybór. W pewnym momencie swojego życia po prostu przestałam otrzymywać zawodowe propozycje. Wpadłam w skrajną depresję. Byłam totalnie zawiedziona ludźmi i życiem. Myślałam nawet, że już z tego nie wyjdę...

"Co było dla pani najgorsze?

I.F.: - Najbardziej przeżywałam to, że odsunęli się ode mnie najbliżsi mi ludzie. Oni opuścili mnie jako pierwsi. Całkowicie straciłam grunt pod nogami.

Reklama

I straciła pani wiarę w ludzi?

I.F.: - Po prostu nie umiałam już nikomu zaufać. Ponadto radykalnie zaniżyło się moje poczucie własnej wartości. Bo niby jak inaczej mogłam to zinterpretować? Przestałam być sławną Iloną Felicjańską i nagle straciłam całe grono przyjaciół. Czy to oznacza, że teraz jestem nikim?

Jak udało się pani zmienić to myślenie?

I.F.: - Moja terapeutka odbudowała we mnie poczucie własnej wartości. Gdyby nie ona, byłoby ze mną naprawdę źle. Teraz, jak tylko coś się dzieje, od razu biegnę do niej po pomoc.

Pani zawsze wydawała się idealna. Tak to wyglądało.

I.F.: - Tak już mam... Byłam dość ładna, niegłupia, dużo pomagałam innym, miałam męża i szczęśliwe dzieci. Dopiero gdy się potknęłam, to można mi było wreszcie dokopać. Wcześniej nie dawałam nikomu takiej okazji. Ale to wszystko było mi potrzebne...

Bo jak by nie było, bolesne doświadczenia pomagają nam inaczej spojrzeć na świat.

I.F.: - Ciąg różnych zdarzeń spowodował, że byłam na skraju życia. Ale udało mi się przezwyciężyć te najcięższe chwile. I teraz mam w sobie wiele pozytywnych emocji i szczęścia, a przede wszystkim wdzięczności za to, że żyję.

I wreszcie zaczęła pani myśleć o sobie.

I.F.: - Tak, wcześniej myślałam o wszystkich oprócz siebie. Doszłam do wniosku, że zdrowy egoizm jest dobry. Mam nadzieję, że w swoim życiu nigdy nie będę musiała wybierać - czy skrzywdzić kogoś innego, czy może siebie. Ale jeżeli zostanę postawiona przed takim wyborem, to nie zawaham się jednak pomyśleć o sobie. Zapominamy, a zwłaszcza kobiety, że mamy tylko jedno życie.

Właśnie dlatego zdecydowała się pani na rozwód?

I.F.: - Po prostu mój obrazek idealnej rodziny nagle rozmył się w deszczu. Miałam do wyboru: pozostać w związku wyłącznie dla dobra dzieci lub rozejść się. Wybrałam tę drugą opcję. Wierzyłam, że jeszcze będę mieć okazję, aby być w życiu naprawdę szczęśliwą.

Pani Ilono, co poszło w waszym małżeństwie nie tak?

I.F.: - Często mylimy prawdziwą miłość z naszymi oczekiwaniami. Poza tym przyczyn rozpadu naszego związku dopatruję się w braku miłości ojcowskiej. Tak właśnie było w moim przypadku. Jednocześnie miałam w sobie zakorzenioną niechęć do dojrzałości. Chciałam, żeby ktoś zdjął ze mnie ten okropny ciężar odpowiedzialności.

- Paradoksalnie życie przynosi nam często zupełnie inne rozwiązania. Jednak w momencie, w którym poznałam Andrzeja, byłam przekonana, że to jest właśnie ten mężczyzna, który będzie ze mną na dobre i na złe.

Stało się jednak inaczej. Mówi się, że to wszystko przez pani problemy alkoholowe...

I.F.: - Nieprawdą jest, że moje małżeństwo rozpadło się przez alkohol. Zaczęłam pić w momencie, w którym przestałam kochać Andrzeja. Nagle całą sobą poczułam, że nie ma między nami tej wielkiej miłości. Nie byłam w stanie zrozumieć, że ona może się tak po prostu skończyć. Nie radziłam sobie z tym wszystkim. I właśnie dlatego zaczęłam pić...

... i pewnie całkowicie straciła pani wiarę w miłość?

I.F.: - Pomyślałam sobie, że tak naprawdę miłości nie ma. Wydawało mi się, że są to tylko ludzkie wymysły. To wszystko było jak zły sen. A jednocześnie nieustannie zastanawiałam się: co ja dalej zrobię?

Jak powiedzieliście dzieciom, że rodzice się rozstają?

I.F.: - Stopniowo ich do tego przygotowywaliśmy. Tak naprawdę nie byliśmy prawdziwym małżeństwem od około 2-3 lat. Byliśmy nawet na tzw. terapii małżeńskiej. Chodziliśmy tam po to, aby dowiedzieć się, jak można się godnie rozstać. Jednocześnie dowiedzieliśmy się, w jaki sposób należy rozmawiać z dziećmi, aby one na tym jak najmniej ucierpiały.

Jak zatem wyglądała wasza rozmowa?

I.F.: - Była poważna i szczera. Po prostu powiedzieliśmy im, że rodzice przestali się kochać. Jednocześnie zapewnialiśmy ich, że ich nigdy nie przestaniemy darzyć uczuciem.

Co odczuła pani po wyjściu z sali sądowej? Ulgę?

I.F.: - Ogromną! Wiedziałam, że to co mnie blokuje najbardziej, to właśnie mój nieudany związek. Pewnych rzeczy nie byłam w stanie zrobić, dopóki nie otrzymałam orzeczenia o rozwodzie. Trudno jest mi to w tej chwili nawet wytłumaczyć. Po prostu zaczęłam znowu oddychać. Było to dla mnie przysłowiowe uwolnienie z klatki.

Złotej klatki?

I.F.: - Klatki - tak, ale wcale nie złotej. Po prostu nastąpił w moim życiu moment, w którym nagle zrozumiałam, jak bardzo dałam się ograniczać. A ja jestem taką osobą, która potrzebuje wolności działania i myślenia. Są ludzie, którzy uwielbiają być zniewoleni. Ja do takich z pewnością nie należę.

Chyba nie rozstaliście się w dobrej relacji? Pan Andrzej walczył przecież o to, aby dzieci zostały z nim.

I.F.: - To był dla mnie zdecydowanie najtrudniejszy moment. Chwila, w której usłyszałam, że Andrzej nie zgodzi się na to, aby dzieci zostały ze mną. Nie jestem w stanie powiedzieć co wpłynęło na jego decyzję. Może to była nieudolna próba zatrzymania mnie przy sobie? A może to problem jego zbyt wybujałego poczucia własnej wartości? Kto wie... Wiedziałam, że ma swoje powody. I nie chciałam się ich doszukiwać...

Ale poddać się tak bez walki?

I.F.: - Ja nie straciłam dzieci. Pozwoliłam tylko na to, aby miejsce ich stałego pobytu przypisano do ojca. Poza tym cały czas mieszkamy razem.

A kiedy zdecydujecie się na oddzielne mieszkania i chłopcy będą chcieli mieszkać z panią?

I.F.: - To wtedy złożę pozew do sądu o odzyskanie dzieci. Myślę, że mój były mąż uszanowałby ich decyzje i z pewnością by nam tego nie utrudniał. Synowie są dla niego zbyt ważni. Nie mógłby im czegoś takiego zrobić.

O czym pani myśli, kiedy zasypia wieczorami?

I.F.: - Staram się nie myśleć o tym, co się stało... Odkryłam, że sens życia jest w nas. Zaczęłam żyć i cieszyć się chwilą. Wiem dokładnie, w jakim miejscu się znajduję. Zdaję sobie sprawę z tego, co jeszcze mogę osiągnąć. Ponadto mam świadomość, że na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Nareszcie nie muszę za niczym gonić. I proszę mi wierzyć... jestem teraz naprawdę bardzo szczęśliwym człowiekiem.

Alicja Dopierała

27/2012

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Ilona Felicjańska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy