Reklama
Reklama

Maria Maj: Zdążyłam pojednać się z córką

Jako nastolatka przypadkowo dowiedziała się, że jej ojcem nie jest mąż matki, a jego kolega - Józek. Rodzinną tajemnicę zdradził jej ojciec chrzestny. "Ojej, chyba coś chlapnąłem. Twoja mama mnie zabije" - powiedział.

Postanowiła odszukać prawdziwego ojca, wymuszając na chrzestnym, by dał jej jego adres.

- Razem z koleżanką poszłyśmy na spotkanie z moim tatą. Pukamy do drzwi, otwiera brzuchaty facet. Mówimy, że my do Józefa Dąbrowskiego. A brzuchacz patrzy na mnie i krzyczy: "Ty jesteś jego córką! Taka podobna! Krysia, patrz! - woła jakąś kobietę. - Córka Józka!". Okazało się, że ojciec przeniósł się pod Warszawę. Dostałam kontakt do jego przyjaciółki, która niechętnie, ale dała mi jego adres, dodając: "Ale, dziecko, po co ty chcesz go poznać? Nie warto. To nie jest dobry człowiek" - wspomina Maria Maj w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".

Reklama

Do spotkania doszło latem 1962 roku - aktorka pojechała za ojcem do Kawęczyna pod Warszawą. - Przystojny facet w ciemnych okularach, battledressie w pepitkę z naszywkami na łokciach - tak go zapamiętała.

- "Marysia?" "Tatuś?". I żeśmy się pokochali. Ale zwyczajnie nie nadawał się do bycia ojcem, choć ożenił się po rozstaniu z mamą i miał syna. Był mocny, raptowny, dużo pił. Prawdziwy przedwojenny ułan. Nie umiał też poradzić sobie z rozpadem poprzedniego świata - wspomina.

Wspólny język było znaleźć trudno. Był rozczarowany Polską Ludową, która skazywała go na wegetację. Rozżalony, nienawidził PRL-u. Ich kontakty stały się coraz rzadsze, aż w 1969 roku zmarł.

- Miałam 20 lat i znów zostałam bez ojca - mówi Maria Maj. Poznanie go było jednak dla niej niesłychanie ważne, gdyż zyskała rodzinę, a z niektórymi kuzynami ma kontakt do dziś.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Choć bardzo starała się, żeby jej życie wyglądało inaczej niż jej matki, rozstała się z pierwszym mężem, aktorem, z którym miała córkę Katarzynę. Podobnie było z kolejnym, znanym krytykiem teatralnym.

Wkrótce przestała się dogadywać także z jedynym dzieckiem. Ciągłe przeprowadzki za pracą - Jelenia Góra, Opole, Poznań, Warszawa - sprawiły, że Kasia zaczęła "notorycznie oskarżać teatr o rodzinne niepowodzenia".

- Nigdy mi nie wybaczyła tej artystycznej tułaczki. W Jeleniej Górze ja byłam królową i ona była królową. W domu aktora toczyło się kolorowe życie. Nagle, decyzją o wyprowadzce do Opola, wyrwałam ją z tego otoczenia. Potem przeniosłyśmy się do Poznania, następnie do Warszawy - i wtedy Kasia protestowała najgłośniej - mówi.

Miała poczucie winy, że kiedy inne matki czytały dzieciom bajki do snu, ona szła do teatru.

Panie zbliżyły się dopiero przed 10 laty, gdy córka aktorki walczyła z rakiem.

- Zaczęłyśmy się świetnie rozumieć, przechodząc wspólnie przez jej chorobę. Pomagałam Kasi, jak mogłam. Patrzeć, jak cierpi i umiera twoje dziecko, to jest coś niewyobrażalnego. Cały świat się wali - wyznaje.

Gdy córka zmarła, wiedziała, że musi być silna, bo przecież miała dla kogo żyć.

- Przeszłyśmy przez to razem, ja i wnuczki Julia i Daria. Dzisiaj jest też z nami Franio, mój prawnuk.

Czy to teraz najważniejsze osoby w jej życiu? - Mam jeszcze kotkę Wandzię, bo nie chcę już inwestować uczuciowo w żadnego kocura - uśmiecha się aktorka.

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Maria Maj
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy