Reklama
Reklama

Małgorzata Rozenek-Majdan: Nie tak sobie wyobrażałam końcówkę ciąży

Świat i Ludzie: Jak 10-letni Tadek i 14-letni Staś reagują na to, że za dwa miesiące przybędzie im braciszek?

Małgorzata Rozenek-Majdan: Są szczęśliwi. Zresztą jak my wszyscy. Widzę po nich, że już nie mogą doczekać się, gdy na świecie pojawi się ich brat.

Pani będzie rodzicem po raz trzeci, ale mąż – pierwszy! Jak się w tym odnajduje?

- Jest niezwykle przejęty. I niezwykle opiekuńczy! Chociaż to jego cecha charakterystyczna, bo zawsze taki jest. Pojawiają się w nim obawy rodzica pierwszego dziecka: na przykład czy będzie je dobrze trzymał, kąpał... To wszystko minie; miałam identyczne przy pierwszym dziecku. Radosław chce być bardzo aktywnym ojcem, będę miała w nim duże wsparcie. Dla nas to w ogóle jest szczególny czas. Od początku, gdy dowiedzieliśmy się o ciąży, czuliśmy święto, ale i duże obawy. To normalne.

Reklama

Mąż planuje już wypady na boisko?

- Podczas jednego z badań usg zaskoczył mnie. Zobaczyliśmy na ekranie, jak syn trzyma przy buzi dłoń z szeroko rozpostartymi paluszkami. Radosław zauważył: 'O, jaki ma szeroki rozstaw palców. Dobrze, to idealnie dla bramkarza' (śmiech).

Czyli bramkarz?

- Zapytałam: 'A może pianista?'. A Radosław na to: 'Może być'. Bo już taki jest: kompletnie nie narzuca swojej woli. Będzie bardzo czułym ojcem, to jest najważniejsze. Jest też niezwykle czuły dla moich synów. W ogóle uważamy, że rodzina powinna sobie okazywać uczucia, przytulać się, chwalić, mówić, że się kocha...

Widziałam zdjęcie jak nawet wasze pieski tuliły się w czasie snu do małżonka.

- Traktujemy nasze psy jak członków rodziny. Jesteśmy mocno z nimi związani. Nasz Gang Majdana, jak nazywamy się na co dzień, jest ważnym elementem, naszym sposobem na życie.

A gang wciąż się powiększa: niedługo będzie trójka dzieci... …i trzy psy! (śmiech). 

- To jest nasza szczęśliwa liczba. Żartujemy, że jesteśmy swoim trzecim małżeństwem, czyli: do trzech razy sztuka.

Zmieniacie środek transportu na większy?

- Na szczęście nasz środek transportu ma wystarczającą ilość miejsc dla wszystkich.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Właśnie, wyjechaliście z Warszawy...

- Nie tak sobie wyobrażałam końcówkę ciąży. Ale jesteśmy w ciągłym kontakcie z lekarzami i bardzo starannie stosujemy się do ich zaleceń. Dzięki temu mamy poczucie, że robimy to, co należy. Tu gdzie jesteśmy, jest praktycznie pusto. Nasze szanse na spotkanie ludzi są tu o wiele mniejsze niż w stolicy, a spacer ma dobry wpływ na kobiety w ciąży. W obecnej sytuacji musieliśmy już z nich zrezygnować. Można się dołować, martwić, ale teraz to i tak nie ma sensu.

A co ma?

- Zachowuję dobre nastawienie. Staram się znaleźć jakieś plusy tej sytuacji. Nareszcie mam czas na przeczytanie tych wszystkichksiążek, które czekały na półce. I powiem tak, jak napisałam na Instagramie: pamiętam, że ten mały człowiek pod sercem nie wie co tu się dzieje. Jeszcze będzie miał sporo czasu, żeby się martwić w życiu, ale dopóki zależy to ode mnie, nie chcę, żeby się już teraz denerwował. Dlatego dziś: spokój, relaks i miłość.


Ładne. A wracając do rzeczy niezmiennych w tym stanie: co z zachciankami?

- Całą ciążę mam ogromną potrzebę jedzenia zielonych warzyw. Muszę zjeść miskę sałaty, no muszę! Z kolei na przełomie 3. i 4. miesiąca miałam czas ochoty na popcorn. Było to nieco dziwne, bo nigdy go nie jadłam, nawet w kinie!

Nie, ale mąż specjalnie jeździł do miejsca, gdzie sprzedają organiczny popcorn beztłuszczowy. I kupował go hurtowo. Ale tak, jak nagle ta ochota się pojawiała, tak i nagle znikła. Teraz popcorn może znowu dla mnie nie istnieć. To było około 10 dni popcornu. W poprzednich ciążach miałam więcej zachcianek spożywczych.

Właśnie, czy ta ciąża różni się czymś od poprzednich?

- Właśnie nie! Byłam przygotowana na to, że będzie zupełnie inna. Bo wcześniejsze dwie były piękne i myślałam, że teraz, chociażby ze względu na wiek, będzie inaczej. A jest wręcz przeciwnie, ciąża działa na mnie energetycznie, nie mam typowych dolegliwości tego stanu. Żartuję, że mój limit ciążowych trudów skończył się na zachodzeniu w nią.

Czy przed wyjazdem przybyło sporo nowych rzeczy w domu?

- Starałam się wszystko przygotować dużo wcześniej. Przyznaję, działałam odrobinę kompulsywnie (śmiech). Był początek czwartego miesiąca, piąta rano, gdy obudziłam się w panice. To już czwarty miesiąc, a ja nie mam żadnych ubranek! Oczywiście już kupiłam dużo za dużą ilość (śmiech). Ale to była kwestia tego, że my tak cieszymy się z tej ciąży. I, mimo że nastał tak trudny czas, w środku wciąż czujemy to święto.

***

Rozmawiała Anna Ratigowska

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy