Reklama
Reklama

​Książę Andrzej znów zniknął. Ucieka od odpowiedzialności?

Księcia Andrzeja od dłuższego czasu absorbują coraz to nowe sposoby migania się od konfrontacji z prawnikami, którzy usiłują mu doręczyć dokumenty w sprawie seksualnego wykorzystania nieletniej. Ostatnio zaszył się w należącej do mamy posiadłości Balmoral.

Brytyjczycy, mimo skandali, jakie wstrząsały i nadal wstrząsają brytyjską monarchią, darzą Windsorów szczerym uczuciem. Niestety, członkowie rodziny królewskiej co chwila wystawiają cierpliwość poddanych na poważne próby. 

Odkąd 3 lata temu wyciekły informacje dotyczące bliskiej znajomości księcia Andrzeja z amerykańskim biznesmenem Jeffrey’em Epsteinem, słynącym z upodobania do nieletnich dziewczynek, syn królowej Elżbiety II awansował na najbardziej nielubianego członka rodziny królewskiej. Nie zapomniano mu tego, że wiernie trwał u boku pedofila aż do chwili, gdy tamten wreszcie trafił do więzienia. 

Reklama

Od tamtej pory księcia Andrzeja zajmuje głównie miganie się od odpowiedzialności. Wprawdzie jest już gotowy pozew, który przeciwko niemu złożyła Virginia Roberts Giuffre, zarzucająca mu seksualne wykorzystywanie i stręczenie jej innym wpływowym i bogatym pedofilom, jednak od sierpnia prawnicy nie mogą go księciu doręczyć. 

Giuffre zeznała w toku śledztwa, że w latach 2001 – 2002 trzykrotnie świadczyła usługi seksualne członkowi brytyjskiej rodziny królewskiej. Była wówczas nieletnia, a obecnie domaga się odszkodowania. 

Książę Andrzej wyczuł jednak pismo nosem i już w dniu złożenia pozwu czmychnął do posiadłości Balmoral, należącej do jego mamy. Na dodatek królowa wystosowała pisma do brytyjskich mediów, grożąc konsekwencjami w razie prób sfotografowania ukochanego syna ukrywającego się w Balmoral. Stwarza to paskudne wrażenie, jakby chroniła winnego. 

Natomiast książę, jak na razie, nie ujawnia chęci wyściubienia nosa ze swojej kryjówki. Póki przebywa na terenie królewskiej posiadłości, chroniony zakazem fotografowania wydanym przez mamę, prawnicy nie są w stanie doręczyć mu pozwu. 

Sprytnie to sobie wymyślił? 

***

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy