Reklama
Reklama

Krzysztof Hanke: Fascynowały mnie panie o ostrych charakterach

- W życiu nigdy na nic nie jest za późno - mówi Krzysztof Hanke. Od września do października oglądaliśmy go w zupełnie nowej roli w programie "Lepiej późno niż wcale" telewizji Polsat. - Lubię podejmować wyzwania, sprawdzać się w ekstremalnych warunkach. Przeżyłem przygodę życia. Od walki na miecze samurajskie po oczyszczanie w świątyni Zen i kolację u króla Bali - dodaje.

- Producenci zadbali, by niczego nam nie zabrakło, a przede wszystkim wrażeń. Po kilku dniach mieliśmy do firmy Golden Media takie zaufanie, że nie dbaliśmy o to, że brakowało nam snu. Atrakcje i przygody były takie, że szkoda było czasu na sen. Japońska kuchnia, wiadomo - jest doskonała, ale ja tęskniłem za wieprzowiną. Bo dla Ślązaka, wiadomo, najpyszniejsze są: rolada, kluski i modro kapusta - śmieje się.

Reklama

Krzysztof Hanke urodził się w Świętochłowicach, ale wychowywał w Bielszowicach, dzielnicy Rudy Śląskiej. Dokładniej za murem kopalni "Bielszowice". Później pracował tam pół roku pod ziemią w nadziei, że uchroni się przed wojskiem. Na nic się to zdało, bo do wojska trafił. Po wyjściu skończył Studium Kulturalno- Oświatowe we Wzdowie na Podkarpaciu. - Wróciłem do Bielszowic. Zacząłem pracę w zakładowym domu kultury. W tamtejszym radiowęźle przepracowałem prawie 7 lat - mówi.

Z rozrzewnieniem wspomina swoje dzieciństwo. - Ojciec (Henryk) miał rozrywkowy charakter, bardzo wesoły i serdeczny człowiek. Pracował jako kierowca autobusu w kopalni. Fajnie mieliśmy ja i mój brat Zbyszek, bo od najmłodszych lat zabierał nas na wycieczki. Dzięki tacie zwiedziłem całą Polskę - wspomina Krzysztof. - Mama Anna była dla nas wielkim autorytetem, tak jest do dzisiaj. Rodzice wiele nas nie pouczali, ale przekazali, że trzeba być przyzwoitym. I że należy szanować czyjąś pracę. Na Śląsku etos pracy jest silny do dzisiaj - wyznaje Krzysztof.

Jakim był dzieckiem? - Kreatywnym. Jeśli w mojej podstawówce (nr 13) była afera, to Hanke brał w niej udział - wyznaje. W wieku 12 lat napisał pierwszy "poemat pornograficzny", który natychmiast wpadł w ręce nauczyciela. - Mama musiała przyjść do szkoły, ale skończyło się bardzo dobrze, dostałem ksywkę "Poeta" - śmieje się.

Czytaj dalej na następnej stronie

Potem była jeszcze afera z niewypałami i przylgnął do niego pseudonim "Terrorysta". - Z kolegami na strzelnicy kupowałem łuski i produkowaliśmy z nich petardy, które wybuchały. Okazało się, że jedna łuska była ze spłonką i koledze poparzyła oko. Karierę estradową też zaczął z przytupem. - Napisałem wierszyk chwalący górniczy stan "nasz górnik to prosty człowiek, a przecież sławny jak mało kto". Dostałem czekoladę. To była pierwsza stawka za jaką występowałem - śmieje się. - Zawsze, gdy coś opowiadałem, ludzie chichotali. Byłem bajarzem. Na poczekaniu wymyślałem niestworzone historie. W liceum grałem w kabarecie.

Na początku stanu wojennego założył kabaret "Rak". Z pierwszego programu cenzor wykreślił piosenkę: "patrzy Andzia w środku nocy, do drzwi cosik stuka. Myśli, Janek do niej kroczy i już klucza szuka. A to stoją cztery tanki i do tego suka". Przyjęli do wiadomości decyzję i... śpiewali dalej.

Niezwykłą popularność przyniósł mu serial "Święta wojna". Tysiące widzów śledziło perypetie Huberta "Bercika" Dwornioka i żony Andzi (Joanna Bartel). Obecnie Krzysztofa możemy oglądać w przedstawieniach "Chory na sukces" i "Chcesz się bawić? Zadzwoń!". Ze sztukami jeździ po Polsce i od czasu do czasu rusza w świat.

Pytany o ideał kobiety, zaskakuje: - Kiedyś fascynowały mnie panie o wyrazistych, ostrych charakterach. Teraz staram się być bardziej przyjacielem niż kochankiem. Z żoną Danutą są dumnymi rodzicami Aleksandra i Urszuli. Syn mieszka w Sędziszowie Małopolskim, prowadzi własny biznes. Jest tatą Leona (6 l.) i Niny (4 l.). Natomiast córka mieszka w Hiszpanii, gdzie zajmuje się nieruchomościami. Ostatnio coraz częściej myśli o powrocie do Polski. Niedługo zostanie mamą.

- Mam dobry kontakt z dziećmi - mówi Krzysztof. - Spotykamy się i wzajemnie wspieramy. Jednak te najpiękniejsze lata z ich dzieciństwa, kiedy rosły i dojrzewały, miały najwięcej problemów, przejeździłem po świecie. Dużo występowałem i wiele rzeczy mi umknęło - przyznaje. - Urszula charakterologicznie jest bardziej niż Olek podobna do mnie, jednak kocham je tak samo mocno. Wnuki? Pięknie je mieć! Z dziadkiem mogą wszystko. Chętnie z wnukami podróżuję i odwiedzam różne miejsca.

Gra w hokeja, w tenisa. Jednak największą miłością, od dziecka, jest żeglarstwo. 10 lat temu zrobił uprawnienia kapitana jachtowego. Kiedy ma chwilę wolnego żegluje, od 5 lat już na własnym jachcie, który cumuje u wybrzeży Martyniki. Lubi wspólnie z przyjaciółmi wypływać na rejsy po Małych Antylach. Sezon zimowy, to najlepszy czas do przeniesienia się na ciepłe wody.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:



Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy