Reklama
Reklama

Katarzyna Bosacka znalazła świetny sposób na utratę wagi! Dieta za 6 złotych dziennie!

"Kocham jeść" – szczerze deklaruje na samym początku rozmowy. Więc pewnie jadłaby sute kolacje, trzydaniowe obiady. Na szczęście wie, jak wielką zapłaci za to cenę.

A dziennikarka i żona ambasadora chce się podobać, a przede wszystkim zachować zdrowie. Czy nowy styl życia jest niekończącą się katorgą? Odpowiedź gwiazda TVN Style zdradza w wywiadzie.

Łatwo ulega pani pokusie?

- Czwarty tydzień jestem na diecie, więc nie za bardzo mogę grzeszyć. Na razie trzymam się dzielnie. Nawet w tłusty czwartek nie zjadłam żadnego pączka. Zaparłam się.

Reklama

Uległa pani modzie na odchudzanie?

- Odchudzam się już nie pierwszy raz. Ale tak to już bywa z ludźmi, którzy kochają jedzenie. Ciągle gotuję, próbuję, smakuję i chodzę po restauracjach. A w dzisiejszych czasach kilogramy przybywają wyjątkowo łatwo. Ostatnia ciąża też nieźle dała mi w kość, bo urodziłam Franka po czterdziestce. Organizm wolniej się regenerował. W pewnym momencie zorientowałam się, że coś dziwnego się ze mną dzieje. Stałam się senna, miałam problemy z włosami. Zrobiłam badania.

Jaki był wynik?

- Problemy z tarczycą. A przy niedoczynności zwalnia metabolizm, a rośnie apetyt. Wydaje mi się, że wiele Polek może mieć ten problem. Nie mówię o kobietach, które chcą zrzucić zaledwie pięć kilogramów, bo to można osiągnąć w miesiąc. Ja mam na myśli kobiety, które mają dwadzieścia nadprogramowych kilogramów.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Ile już pani zrzuciła?

- W cztery tygodnie zgubiłam pięć kilogramów.

Na jakiej diecie?

- Jem zbilansowane posiłki oparte na produktach, które możemy znaleźć nawet w dyskontach. Dla wielu ludzi zdrowe jedzenie kojarzy się głównie z wysokimi cenami produktów.

Jak w kilku zdaniach przekonać niezdecydowanych, że zmiana diety na zdrowszą jest na wyciągnięcie ręki?

- Obliczyłam sobie, że moje pięć posiłków dziennie nie przekracza dziesięciu złotych, gdy w swoim menu mam łososia. W innym przypadku mieszczę się w sześciu złotych. Jem dokładnie co trzy godziny, z zegarkiem w ręku. Aby efekty były widoczne, trzeba wejść w ten rytm. Po mniej więcej dwóch tygodniach nasz organizm przyzwyczaja się do nowego stylu życia.

Musimy jeść w podobnym rytmie jak... niemowlak?!

- Bo jesteśmy dużymi dziećmi. W domu mam czwórkę, więc wiem o czym mówię. Jeśli chodzi o jedzenie, organizm potrzebuje dokładnie tego samego, co organizm niemowlaka. A Polacy jedzą śniadanie na obiad, a obiad na kolację. To nasz podstawowy błąd.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Na diecie pani poprzestaje?

- Czy jeszcze wylewa pani siódme poty na siłowni? Jak we wszystkim, ważny jest zdrowy rozsądek. Poza tym wydaje mi się, że na początku diety nie powinno się ćwiczyć. Dopiero w trzecim tygodniu, kiedy waga spada wolniej, warto dołączyć aktywność fizyczną.

Koniecznie z pomocą trenera personalnego?

- W programie „Wiem, co jem na diecie” występuje ze mną trener. Ale na co dzień to ja wykonuję całą pracę. Nikt nie będzie biegał za mnie na bieżni. Trener nie jest jednak niezbędny do osiągnięcia celu. Prawda jest taka, że najlepiej chudniemy, gdy wykonujemy ćwiczenia o dość niskim natężeniu, ale przez co najmniej 45-60 min i to trzy razy w tygodniu.

Jaka jest idealna sylwetka według Katarzyny Bosackiej? Do jakiego rozmiaru ubrania pani dąży?

- Na pewno nie do rozmiaru zero. Mój wskaźnik BMI pokazuje, że moja idealna waga mieści się w przedziale: 57-68 kilogramów. A ja chciałabym schudnąć do 65 kilogramów. Ale nie ulegam histerii rozmiarowej. W pewnym wieku nie można być za chudą, bo człowiek po prostu nie wygląda korzystnie.

Czytaj dalej na następnej stronie...

A jak zamierza pani uniknąć efektu jojo?

Odchudzam się „ z głową”. Nie da się schudnąć eksternistycznie, on-line czy przez telefon. To ciężka praca. Ale jak się człowiek zaprze, można to zrobić. Jeżeli wytrzymamy dwa miesiące na tych pięciu posiłkach dziennie, zmienią się nasze smaki i podejście do jedzenia. Nie da się tego zrobić w dwa tygodnie, raczej – w dwa miesiące, a przy otyłości nawet przez lata.

Dzieci wspierają panią? Czy lubią jeść zdrowo?

Moje dzieci jedzą zdrowo, ale nie jestem fundamentalistką żywieniową. Chipsy, słodycze, napoje gazowane to również jakiś element dzieciństwa. W naszym domu panują pewne zasady. Tylko w weekendy pozwalamy sobie na grzeszki. Zwykle słodycze robimy sami, tiramisu, brownie czy zwykły kogel-mogel. Na szczęście moje dzieci nie mają problemu z nadwagą, a mąż jest wysportowanym 45-latkiem. Muszę się do nich jakoś dopasować. Bo wyglądam przy nich jak ciotka (śmiech).

Skąd wzięło się u pani zainteresowanie zdrowym odżywianiem?

- Pochodzę z domu, w którym zawsze się gotowało. Tata robił kiełbasy, szynki, salcesony. Mama znakomicie piekła. Gotowałam już jako nastolatka. Jeździłam na obozy, pod namiot i zawsze byłam szefową kuchni.

A gdy życiowa forma spada, gdzie szuka pani siły?

- Wśród najbliższych. W tak dużej rodzinie jak nasza, jest znacznie więcej miłości. My kochamy dzieci, dzieci kochają się między sobą, a pomiędzy nami biega pies, który wszystkich oblizuje. Wszystko przeminie, a rodzina będzie zawsze.

A gdzie widzi pani siebie za kilka lat?

- Strasznie trudne pytanie. Trzy lata mieszkałam w Stanach, teraz w Kanadzie. Ale mój prawdziwy dom to wiejska chata z roku 1895 nad jeziorem pod Poznaniem. Uwielbiam poranki, gdy budzi mnie słońce. Wychodzę wtedy na taras, dziewczynki biegną do sąsiadów po mleko prosto od krowy i po jaja. Schodzę z psem do sadu, gdzie mamy maliny, truskawki, agrest, trzy kolory porzeczek, papierówki itd. Zbieram to wszystko do koszyka i zastanawiam się co z tego ugotuję. Takie chwile są bezcenne.

Rozmawiała: Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Bosacka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy