Reklama
Reklama

Już wiadomo, co się stało z Kingą Rusin. W podjęciu decyzji pomógł jej sentymentalny powrót do korzeni?

Kilka miesięcy temu gwiazda postanowiła zrezygnować z pracy w "Dzień Dobry TVN", czym zaskoczyła wielu. 

Od dłuższego czasu właściwie nie pojawia się mediach, a przecież jeszcze na początku zeszłego roku była jedną z głównych bohaterek prasy bulwarowej. 

Miało to związek z aferą, którą wywołało jej zdjęcie z wychudzoną Adele, którą poznała na jednej z imprez w Hollywood. 

Szczegółowy opis zabawy z amerykańskimi gwiazdami został mocno skrytykowany, a jej samej zarzucono nadmierne przechwalanie się i nieroztropne wyjawianie szczegółów imprezy, która utrzymywana była w wielkim sekrecie. 

Nie wolno było na niej nawet robić zdjęć, ale Rusin nieco nagięła te zasady. Skończyło się to tym, że dziennikarka ukryła słynne już zdjęcie, by nie wywoływać dalszego poruszenia w mediach.

Potem niemal zapadła się pod ziemię. Wiadomo było, że zaszyła się w jednej z mazurskich wiosek. 

Reklama

Teraz "Dobry Tydzień" ujawnia nieco więcej szczegółów. Zaskoczeń nie brakuje...

Kinga wybrała ten malowniczy zakątek Polski także z powodu rodzinnej przeszłości. 

Okazuje się, że to właśnie na Pojezierzu Ełckim wychowywał się jej tata, Paweł Rusin. 

"Dziś, podążając jego ścieżkami, Kinga wraca myślami do burzliwej historii swej familii" - czytamy w tygodniku.

Jej babcia była zakonnicą w Grodnie, ale gdy przyszła wojna, postanowiła porzucić zakon i znalazła męża, który pomógł jej przetrzymać ten trudny czas. 

"Jej rodzinę z moim ojcem przesiedlono do Ełku" - wspominała Kinga. 

Paweł był bardzo ambitny i postanowił swoją karierę rozwijać w stolicy. Tam poznał mamę Kingi. 

Ich małżeństwo rozpadło się jednak kilka lat po przyjściu na świat córki. 

Ojciec długo nie był obecny w jej życiu, a Kinga wiele razy słyszała nieprzyjemne docinki ze strony rówieśników, że nie ma pełnego domu. 

"Każde dziecko byłoby złe, gdyby tatuś zniknął na kilka lat" - opowiadała po latach Rusin. 

Potem stało się coś niespodziewanego...

Gdy miała osiem lat, ojciec pojawił się na jej urodzinach i wręczył kwiaty oraz książkę, by córka "była piękna także wewnętrznie". 

Z kolei w swojej własnej książce "Jak zdrowo i pięknie żyć, czyli ekoporadnik" Rusin wspominała, że potem ojciec starał się jej wynagrodzić swoją nieobecność i każdego roku zabierał na wakacje. 

Z rozrzewnieniem wspomina wypady w rodzinne strony ojca. To wtedy zakochała się w tamtych rejonach Polski.

Przez kolejne lata ich kontakty były już całkiem dobre. Nic więc dziwnego, że jego śmierć w 2006 roku tak mocno Kingę dotknęła.

"Została ze mną jego energia, ciekawość świata i wiara, że nie ma rzeczy niemożliwych, że chcieć to móc. Ktoś powiedział, że córka ojcu jest w stanie wybaczyć wszystko. Może popełnić wiele błędów, a i tak będzie kochanym tatą" - wspominała po latach.

Na Mazurach nie zagrzała jednak zbyt długo miejsca...

Po dłuższej przerwie Kinga postanowiła odezwać się do swoich fanów. 

Rusin opublikowała na Instagramie swoje zdjęcie w kostiumie, wykonane na katamaranie.

W towarzyszącym fotografii wpisie zdradziła, że w połowie listopada razem z partnerem Markiem Kujawą wyprowadziła się z Polski.

"Od połowy listopada pracujemy razem z Markiem z maleńkich wysp na Oceanie Indyjskim. 'Biuro' jest metr od szmaragdowej wody. Bezpiecznie (mało ludzi i wszyscy regularnie badani na Covid), ciepło, pięknie i dobrze dla naszego biznesu, bo w bliskim kontakcie z wieloma kontrahentami i laboratoriami zajmującymi się egzotycznymi składnikami naturalnymi" - wyjaśniła.

W tym samym wpisie Rusin zapowiedziała też, że nie brakuje jej pomysłów na to, czym chce się zajmować. 

"Narodziło się już w tym miejscu kilka nowych kosmetyków Pat&Rub i powstało kilka zupełnie nowych idei, które będziemy wkrótce wprowadzać w życie. Od lat zarządzamy naszą firmą i działamy zdalnie, bo takie możliwości daje nam współczesna technologia, a my chętnie z niej korzystamy" - wyjaśniła dziennikarka.

***

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Kinga Rusin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy