Reklama
Reklama

Joanna Szczepkowska nigdy o tym nie opowiadała! Takie ma relacje z córkami!

"W mojej rodzinie kobiety były oddanymi żonami, wspierały wielkich mężów" - opowiada Joanna Szczepkowska (67 l.). 

Nie poszła w ich ślady, mieszka i żyje samotnie. Tłumaczy, że wybrała inną drogę, bo już w dzieciństwie miała w sobie "zbyt wiele niepokoju". 

Jedynaczka była dla rodziców całym światem, ale czuła się samotna. Wychowała się w ciepłym, pełnym miłości domu, choć nieco nietypowym, jak to bywa u artystów. 

Jej dziadkiem był pisarz, Jan Parandowski, ojcem aktor, Andrzej Szczepkowski. Mama, Roma z Parandowskich, zajmowała się domem. 

Reklama

Pragnęła dać córce poczucie, że jest tylko dla niej. Sama tego w dzieciństwie nie doświadczyła. Była córką literata, który podróżował po świecie, odbierał zaszczyty, ale jej ze sobą nie zabierał. 

Okupacja i wojenna tułaczka naznaczyły lata młodości Romy. Choć bliscy naciskali, by się kształciła, ona marzyła o założeniu rodziny. Serce skradł jej Andrzej Szczepkowski. Poznała go przypadkiem, gdy zabłądziła wśród teatralnych korytarzy. 

Po ślubie cywilnym młodzi zamieszkali w jednopokojowym mieszkanku na Filtrowej. Niedługo okazało się, że Roma jest w ciąży. Sakramentalne "Tak" w 1953 roku powiedziała, nosząc pod sercem córkę. 

Latami żyła sukcesami męża, i mnóstwo czasu oraz uwagi poświęcała jedynaczce. Kiedy Joasia wracała ze szkoły, codziennie czekała na nią z gorącym obiadem i słuchała opowieści o koleżankach, zajęciach. 

Miała dużo cierpliwości, bo pociecha, choć inteligentna, nie była najpilniejszą uczennicą. Mama prowadzała dziewczynkę na tajne lekcje religii prowadzone przez zakonnice. Proszono dzieci, by zachowywały to w tajemnicy. 

"Wojna się skończyła, nie ma już Niemców, ale są Rosjanie" - tłumaczyła Roma Joasi. 

Ubierała córkę skromnie, uczyła wrażliwości na innych. Bywało, że zapraszała do siebie głodne maluchy z dzielnicy. 

"Mama robiła im kanapki, pomagała w nauce. Czasem była pierwszą osobą, która odwiedziła jakąś spelunkę czy suterenę" - wspomina aktorka. 

Były z rodzicielką ogromnie zżyte, lubiły swe małe szaleństwa, 'wagary' od normalnego życia. Nosiły w sobie ziarno buntu, tyle, że, gdy Joasia dorosła, postanowiła drogę do szczęścia wybrać sama. 

Poszła na egzamin do szkoły teatralnej, wbrew woli rodziny. Andrzej Szczepkowski kochał jedynaczkę nad życie. Tego dnia obdzwonił jednak kolegów-aktorów, z prośbą, by jej na studia nie przyjęto. Uważał, że jest zbyt wrażliwa, egzaltowana i w tym zawodzie nie da sobie rady. 

Często się ścierali, Joanna była twarda, udowodniła mu, że nie ma racji. Potem sama sobie postawiła wysoko poprzeczkę. Chciała robić karierę jak ojciec i prowadzić dom jak matka. Wyszła za mąż za kolegę po fachu, Mirosława Konarowskiego, na świat przyszły Marysia, potem Hania. 

"Moim zdaniem to koniec twojej kariery" - oznajmił ojciec, gdy zdradziła mu, że po raz drugi zostanie dziadkiem. 

Mylił się. Joanna nadal występowała, tyle że postanowiła, że nie będzie się to odbywało kosztem dzieci. Stawała na głowie, by po próbach w teatrze pobiec do domu i tak, jak kiedyś jej mama, punktualnie o 15 zasiąść z córkami do stołu. 

"Choćby się waliło, paliło, byłam dla nich do 18, a potem stawałam na scenie" - wspomina. 

Niestety, nie udało jej się zapewnić im idealnego domu. Po 10 latach rozpadł się związek z tatą dziewczynek. Marysia buntowała się i wagarowała, Hania przeszła przez wszystko spokojniej. 

Dziś śmieją się z dawnych dramatów. Obie są już mamami, wykonują ten sam zawód. Z tym, że Joanna nie gra w serialach - córki tak. 

Ona nie występuje w reklamach - dziewczyny tak. Joanna podkreśla, że czuje ulgę, że pociechy idą tam, gdzie chcą i jak chcą. 

"Akceptują mój świat, ja ich. Najważniejsza jest nasza więź, nasza rodzina" - podkreśla.  

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Szczepkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama