Reklama
Reklama

Emilian Kamiński: To jedno spotkanie całkowicie odmieniło jego życie!

Ma waleczną naturę. W stanie wojennym nie poddał się naciskom ze strony SB, a niedawno znowu walczył, tym razem o utrzymanie własnego teatru. Kamienicy, której poświęcił się bez reszty kosztem własnej rodziny, groziła eksmisja. Na szczęście ostatecznie aktor wygrał batalię i uratował teatr. 

W sporze o budynek teatru, sąd przyznał panu rację. Jaka będzie przyszłość placówki? Przejmą ją kiedyś synowie?

- Bardzo bym chciał, żeby chłopcy prowadzili po mnie Teatr Kamienica. Pamiętam jak profesor Bardini mówił mi: „Emilian, jak  kiedyś będziesz zakładał teatr, to pamiętaj: najlepiej byłoby, gdyby interesem rządziło dwóch braci. Jeden byłby od pieniędzy, a drugi od spraw artystycznych i oni się zawsze dogadają”. I z moim synami tak jest. Obaj są zainteresowani teatrem, ale starszy Kajetan bardziej od strony administracyjnej, a młodszy Cyprianek artystycznej. W nich nadzieja! Córka Natalka z mojego poprzedniego związku nie pracuje już w naszym teatrze. Kończy studia na uniwersytecie w zupełnie innym kierunku.

Reklama

Wspomniał pan profesora Bardiniego. Pana autorytetem był też ksiądz Popiełuszko.

- O tak, to był wielki człowiek. Jeden z najważniejszych w moim życiu w sferze duchowej. To on został kapelanem naszego teatru domowego w stanie wojennym. Pamiętam, jak przychodził na próby, spektakle, jak dużo ze sobą rozmawialiśmy w tej jego skromniutkiej plebanii.

Czuło się tę jego wielkość i głębię ducha?

- Ksiądz Jerzy był bardzo drobny, ale miał w sobie ogromną siłę. Po każdym spotkaniu czułem, że obcowałem z niezwykłym człowiekiem, że stało się coś ważnego. To wynik charyzmy ludzi, którzy są blisko Jezusa. Nie mogłem na przywitanie czy pożegnanie nie podejść do księdza Jerzego i się nie przytulić. Pamiętam te rozmowy z nim o Jezusie, o świętym Franciszku. W stanie wojennym, kiedy legły w gruzach wszystkie moje marzenia o karierze aktorskiej, bo brałem udział w bojkocie telewizji, radziłem się księdza, jak żyć w atmosferze ciągłego zagrożenia. On miał jedną odpowiedź: „Emilian, musisz służyć ludziom”. I staram się to robić do dzisiaj. Mój teatr to też jest służba. A z bardziej praktycznych rzeczy, które zawdzięczam księdzu Jerzemu, to były na przykład wskazówki, jak się zachowywać na przesłuchaniach.

Jakie to były rady?

- Żeby chwalić. Wszystkich i bez wyjątku, o kogokolwiek by nie zapytali. A często byłem przesłuchiwany przez SB, cały czas namawiali mnie do współpracy. Raz w Pałacu Mostowskich odbili mi nawet nerkę. 

Z czego pan żył, gdy wraz z innymi artystami bojkotowaliście telewizję?

- Remontowałem mieszkania. Hydraulika, prace wykończeniowe, stolarskie, glazura, terakota, wszystko to robiłem, żeby przeżyć. A teatr domowy i tak organizowaliśmy, aby duch nie zginął. 

Zobacz kolejną stronę...

Dzisiaj też słynie pan z ogromnego zaangażowania w sprawy teatru. Nie cierpi na tym bliskość z żoną?

- Mam nadzieję, że ona jest taka sama, jak była kiedyś. Jesteśmy szczęśliwi, pracujemy, robimy to, co uważamy za słuszne. A na co dzień na pewno nie jestem człowiekiem łatwym. Podziwiam tych, którzy mogą ze mną wytrzymać. Wielu aktorów jest nadmiernie skupionych na sobie. To mnie nie dotyczy, bo za bardzo krytykuję siebie. Natomiast wiem, że bywam człowiekiem trudnym i osobnym. Jestem niby towarzyski, ale też żyję tak trochę z boku, po swojemu.

Justyna Sieńczyłło nie jest pana pierwszą małżonką. Nie żałuje pan, że tak późno się spotkaliście?

- Właściwie to Justynka jest moją pierwszą żoną, bo poprzednie małżeństwo było nieporozumieniem i nawet Kościół uznał je za nieważne.  

To znaczy, że możecie państwo wziąć jeszcze ślub kościelny. Są takie plany? 

- Na razie nie. Bo przecież jesteśmy małżeństwem, łączy nas tak wiele, przede wszystkim dzieci. 

Gdy poznaliście się w czasie pracy nad spektaklem „Na szkle malowane”, od razu czuł pan, że z Justyną chce założyć rodzinę?

- Tak. Ona jest bardzo szlachetnym człowiekiem i wyjątkową kobietą. A cenię w niej przede wszystkim wyrozumiałość, bo życie małżeńskie po tylu latach nie jest łatwe. 

A wiara pomaga panu w życiu? 

- Bardzo, ale najchętniej chodzę do kościoła, kiedy jest w nim pusto. Wciąż mam w pamięci piękne kazania ks. Popiełuszki i dlatego zrobiłem w teatrze kapliczkę jemu poświęconą. Ten człowiek powinien być świętym.

Rozmawiała:

Iwona Aleksandrowska

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Emilian Kamiński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy