Reklama
Reklama

Daria Trafankowska: Gdy miała wszystko, dopadła ją choroba!

Przyjaciele nazywali ją Duśką lub Matką Boską Trafankowską. Miała wielką klasę i ogromne pokłady dobroci. Sama Daria Trafankowska (†50 l.) przyznawała: "Mam niemal ewangeliczną potrzebę, żeby wszystkich godzić i uczyć, by potrafili dostrzegać to, co w innych dobre".

Już w dzieciństwie zaczęła tworzyć swoją wizję świata. Z książek. Nauczyła się czytać, gdy miała 4 lata. Jej ulubioną postacią była Fizia Pończoszanka z powieści Astrid Lindgren. Uwielbiała też bajkę o tym, jak biedny Jasio nie rozdeptał spotkanej mrówki, a ona odwzajemniła mu się potem dobrem.

Daria miała świetny kontakt z ojcem. Janusz Trafankowski był artystą plastykiem. Specjalizował się w unikatowej technice robienia w tkaninie wypukłych wzorów. "Ojciec to ostoja, przewodnik po świecie moralnych wartości. Towarzyszył nam w życiu, ale nie ingerował w nie" - mówiła Daria.

Reklama

Mamę tak naprawdę poznała i pokochała dopiero po śmierci taty. Pani Krystyna pracowała jako spikerka w poznańskiej telewizji. Była też dziennikarką. Równocześnie grała w Teatrze Młodego Widza oraz śpiewała w Operetce. "Była barwną, nieprzewidywalną osobowością, która narzucała nam wiele rzeczy. Nigdy nie wiedziałam, czy coś jej się spodoba, czy wywoła wybuch" - wspominała aktorka.

Przeprowadzka z Poznania do Warszawy złamała jej mamie życie. W Poznaniu była osobą znaną. W stolicy nie odniosła sukcesu, więc niespełnione marzenia ulokowała w Darii. A ona z trudem je dźwigała. Wiedziała, że zawiedzie mamę, nie umiejąc zrealizować jej oczekiwań. A były one niemałe. Zanim Daria przyszła na świat, mama narysowała sobie córeczkę w burzy loczków. Miała być podobna do Shirley Temple i, tak jak ona, zostać aktorką.

Daria Trafankowska zadebiutowała jako trzylatka. W sztuce, w której jej mama grała królową, była paziem. Mając 6 lat wystąpiła w filmie "Dziadki niejadki". Po maturze oblała egzamin do Szkoły Teatralnej. Nie poddała się, choć przyznała, że z rozpaczy obcięła sobie włosy na zapałkę. Pracowała jako lektorka i dziennikarka radiowa, grała w teatrze w Gnieźnie. Zdała za trzecim razem.

Po szkole przyszły pierwsze sukcesy, angaże do najlepszych polskich teatrów: Narodowego, a potem Powszechnego. Grała dużo, choć zwykle drugoplanowe role. Dopiero serial "Na dobre i na złe" sprawił, że trafiła na okładki pism, była zapraszana na imprezy charytatywne i adorowana przez widzów.

Czytaj dalej na następnej stronie

Czasem brakowało jej na chleb

Zanim jednak została siostrą oddziałową Danusią Dębską w szpitalu w Leśnej Górze, przeżyła wiele niełatwych chwil. "Mój świat się skończył, gdy tata umarł na wylew" - wspominała Daria. Po śmierci pana Janusza okazało się w dodatku, że pani Krystyna nie może funkcjonować bez niego. Zachorowała na poważną niewydolność krążenia. Chciano jej amputować nogi, nie zgodziła się. Na skutek podania złego antybiotyku całkowicie straciła słuch.

Choroba bardzo zbliżyła matkę i córkę. Zaczęły ze sobą rozmawiać. Przez następne kilka lat porozumiewały się za pomocą notatek. Mama Duśki mówiła do niej, a ona opisywała jej wszystko w blokach rysunkowych. Każdy swój dzień.

Gdy mama zachorowała, Daria była już rozwiedziona. Waldemar Dziki, student pierwszego roku reżyserii, zakochał się w Darii, przeglądając klatki filmu, w którym zagrała. Oglądając je, postanowił, że zostanie jego żoną. Na ostatnim roku pobrali się i byli ze sobą przez 15 lat. Po rozstaniu nigdy nie powiedziała o mężu złego słowa. "Nasze małżeństwo było fajnym związkiem dwojga ludzi i zaowocowało wspaniałym synem. Cieszę się, że Wit ma takiego ojca" - mówiła. I dodawała: "Nasz związek wygasł w sposób naturalny. Oczywiście, to było trudne, ale my nie rozstawaliśmy się w nienawiści".

Po rozwodzie zdarzyły jej się dwa romanse, ale nie przerodziły się w nic więcej. A potem zaczął się życiowy kierat. Leczenie mamy pochłaniało fortunę. Pracowała w teatrze, radiu i telewizji, ale nie mogła związać końca z końcem. "Bywało, że nie miałam na chleb i idąc ulicą, modliłam się o to, by znaleźć choć 10 złotych" - zdradzała.

Po synu donaszała dżinsy i swetry, śmiejąc się, że taki ma luzacki styl. Kosmetyki były luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić. Kiedy dostała rolę siostry Danuty, cieszyła się: "Mój największy komfort to teraz życie bez długów".

Czytaj dalej na następnej stronie

Gdy zmarła mama, odszedł ukochany pies, a syn wydoroślał i usamodzielnił się, coraz częściej myślała, że dobrze byłoby spotkać kogoś, kto nie tylko pokochałby ją, ale także pomógł zmagać się z codziennością. "Słyszałam kiedyś rozmowę Jacka Kaczmarskiego z żoną. Ileż w jego słowach było czułości i szacunku. Chciałabym, by mnie ktoś tak pokochał" - przyznawała Daria.

Los sobie z niej zażartował...

Kiedy od znajomej wróżki usłyszała, że czeka ją wielka miłość do kogoś, kogo poznała w młodości, nie chciała w to uwierzyć. Ale na spełnienie przepowiedni nie trzeba było długo czekać. "Jaśka spotkałam na urodzinach u przyjaciół. Studiowaliśmy razem w Łodzi, on na wydziale operatorskim. Ostatni raz widzieliśmy się 20 lat temu. Tego wieczora każde z nas wiedziało, że zaczyna się dla nas coś ważnego" - opowiadała.

Spotkali się w czerwcu, a 5 miesięcy później Jasiek wręczył jej pierścionek. "Jestem zakochana i szczęśliwa" - mówiła.

W sierpniu 2003 roku wykryto u niej nowotwór trzustki. Ostatni raz na planie serialu "Na dobre i na złe" pojawiła się 1 marca 2004 roku, potem wyjechała do kliniki w Salzburgu. Zmarła 9 kwietnia 2004 roku.

Przed śmiercią mówiła: "Uważam się za szczęśliwą kobietę, tylko czasem mam pecha. Mam 49 lat, pieniądze, które ludzie zebrali na moje leczenie. Jestem otoczona miłością. I jeszcze nigdy nie byłam tak popularna jak dziś...".

Małgorzata Jungst

***

Zobacz więcej z życia celebrytów:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Daria Trafankowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy