Reklama
Reklama

Beata Tyszkiewicz i Tadeusz Kondrat: Oto prawda o ich relacji

Utalentowana i zjawiskowo piękna. Nic dziwnego, że dojrzały aktor, który mógłby być ojcem siedemnastolatki, utonął w jej błękitnych oczach...

Jak na prawdziwą damę przystało, Beata Tyszkiewicz długo trzymała w tajemnicy to, co wydarzyło się przed laty. Sekret, który połączył ją i Tadeusza Kondrata, zdecydowała się ujawnić dopiero po jego śmierci.

Ich drogi skrzyżowały się na planie filmowym. On, już wtedy bardzo ceniony aktor, miał w dorobku wiele ważnych ról. Ona, piękna obdarzona silnym charakterem hrabianka, była licealistką i właśnie stawiała pierwsze kroki przed kamerą.

Gdy w 1955 roku jechała do Łodzi, nie wiedziała, co ją czeka. Wcześniej nie marzyła o aktorstwie, chciała zostać weterynarzem. Tak było do dnia, gdy w jej szkole pojawił się asystent reżysera Antoniego Bohdziewicza, który szukał obsady do "Zemsty".

Reklama

- Któryś ze znajomych mamy powiedział mu, że jest taka dziewczyna, która nadawałaby się świetnie do roli Klary Raptusiewiczówny. Tego samego dnia Paweł Komorowski znalazł mnie w liceum - wspomina.

Jej uroda, wdzięk i maniery wyniesione z arystokratycznego domu zrobiły na nim wrażenie. Od razu ujrzał w niej dziewczynę ze szlacheckiego dworku. W dodatku miała silną osobowość i charakter.

Podczas pracy na planie nie onieśmielało jej to, że debiutuje u boku Jana Kurnakowicza czy Jacka Woszczerowicza. - Nie byłam zestresowana, bo chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, jacy byli wielcy - tłumaczy.

Do tego grona należał też Tadeusz Kondrat. Grał Papkina bezskutecznie zabiegającego o względy pięknej Klary.

Mieli wspólne sceny. "O Królowo wszechpiękności! Ornamencie człowieczeństwa! Powiedz: W ogień skocz, Papkinie, a twój Papkin w ogniu zginie" - gdy z błyskiem w oczach deklamował te strofy, serce Beaty topniało.

Czytaj dalej na następnej stronie

On też nie pozostał obojętny na wdzięki dziewczyny, choć w Warszawie czekała na niego żona i syn.

Aktorzy spędzali ze sobą dużo czasu. Tadeusz Kondrat chętnie udzielał dziewczynie rad i wskazówek, otoczył ją opieką. Szybko odkryli, że mimo dzielącej ich różnicy wieku doskonale się ze sobą czują.

O tym, że był dla niej kimś więcej, Beata Tyszkiewicz powiedziała dopiero kilka lat temu. Zrobiła to powściągliwie. - Miałam wtedy kilkanaście lat. Lubiliśmy się... - wyznała i zastrzegła, że to były przyzwoite czasy, więc nie należy "wpychać jej do łóżka pana Tadeusza".

Po skończonych zdjęciach ich drogi się rozeszły. Role w "Zemście" znacząco wpłynęły na życie obojga. - Za karę, że zagrałam w filmie, dostałam na cenzurze jedenaście dwój, nawet ze śpiewu i z gimnastyki - mówi.

Musiała zmienić szkołę, ale ważniejsze od edukacyjnych perypetii było dla niej to, że połknęła bakcyla aktorstwa.

Na życiu Tadeusza Kondrata czas kręcenia odcisnął trwałe piętno.

W drodze z Warszawy na plan produkcji wiozący go kierowca zasnął i auto zderzyło się z ciężarówką. Aktor odniósł w wypadku poważne obrażenia, musiał przejść trepanację czaszki.

Nigdy nie wrócił do pełni sił - do końca miał sparaliżowaną lewą stronę ciała, poruszał się o lasce, przez co grał znacznie mniej i częściej zaglądał do kieliszka.

Boleśnie odczuli to jego bliscy, żona oraz syn, który tak jak rodziciel wybrał karierę na scenie. Tadeusz Kondrat nigdy nie wspomniał Markowi o tym, co łączyło go z młodziutką aktorką.

- Cieszę się, że z tych zalotów mojego ojca nic nie wyszło, bo bardzo trudno byłoby mi mówić do Beaty... "mamo" - powiedział, gdy poznał prawdę.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Beata Tyszkiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy