Reklama
Reklama

Anna German: Życie, które nie było ani bajką, ani snem...

Urodziła się w Uzbekistanie 14 lutego 1936 roku. Jej mama pochodziła z holenderskiej rodziny, ojciec był Niemcem z Łodzi pod rosyjskim zaborem.

Po zakończeniu II wojny z matką i babką zamieszkały w Nowej Rudzie, by w 1949 roku przenieść się do Wrocławia.

Tu w 1955 roku zdała maturę i rozpoczęła geologiczne studia na Uniwersytecie Wrocławskim.

Koleżeńska i sumienna, wyróżniała się nie tylko doskonałymi stopniami. Górowała też wzrostem - 184 centymetrami, które były jej wielkim kompleksem.

Reklama

Miała przy tym wszystkim anielski głos...

Czytaj więcej na następnej stronie

Zadebiutowała w 1959 roku, w programie "Podwieczorek przy mikrofonie", a rok później występowała już we wrocławskim teatrze Kalambur. I jeździła z koncertami po kraju.

Tak narodziła się nowa gwiazda. Znali ją wszyscy, oprócz asystenta w Katedrze Metaloznawstwa Politechniki Warszawskiej, który w 1960 roku spotkał ją pewnego dnia na basenie.

"Zobaczyłem wysoką pannę zbliżającą się do wejściowej bramki. Wywarła na mnie duże wrażenie" - wspominał jej mąż, Zbigniew Tucholski, w książce "Tańcząca Eurydyka".

Głos jej usłyszał później. Dowiedział się też wtedy, że kariera piosenkarska jest dla niej ważniejsza od wszystkiego.

Czytaj dalej na następnej stronie

Choć skończyła studia z wyróżnieniem w 1962 roku, zamiast odkrywać tajemnice Ziemi jako magister geologii, zapełniła kalendarz koncertami.

Wkrótce wypatrzyła ją znana kompozytorka Katarzyna Gaertner (74 l.). Zaproponowała wykonanie utworu, który właśnie napisała: "Tańczące Eurydyki".

Nagrany w Polskim Radiu, błyskawicznie stał się przebojem, dzięki któremu w 1964 roku na koncie miała wyróżnienia z festiwali w Sopocie, Opolu.

Coraz częściej osoby z otoczenia mówiły o niej: Jej Wysokość.

Czytaj dalej na następnej stronie

Anna German żyła śpiewem. Znana była na czterech kontynentach, śpiewała na nich w siedmiu językach, pisali dla niej najlepsi autorzy.

Regularnie wyjeżdżała do Włoch, Francji, ZSRR, gdzie była wielbiona przez tłumy.

Po jednym z koncertów na moskiewskich Łużnikach wysoko postawiony rosyjski polityk Leonid Breżniew zaproponował jej nawet obywatelstwo i 3-pokojowe mieszkanie w Moskwie oraz daczę pod miastem, a także samochód...

Była pierwszą Polką, która wystąpiła w paryskiej Olimpii. W 1967 roku, jako pierwsza i jedyna w historii polska artystka, zaśpiewała na Festiwalu w San Remo. Zaproszono ją jako pierwszą cudzoziemkę na Festiwal Piosenki Neapolitańskiej.

W parze ze sławą i miłością milionów słuchaczy szło szczęście osobiste. Zbigniew Tucholski zawsze czekał na nią w Warszawie.

Czytaj dalej na następnej stronie

Choć cieszyła się olbrzymią popularnością, pozostawała skromna, kochała taniec i śmiech. Nie zazdrościła nikomu i nie rywalizowała.

I była pracowita. Godzinami ćwiczyła przed każdym występem.

Po paśmie wspaniałych wydarzeń z 1967 roku, 27 sierpnia we włoskim Viareggio wręczono jej nagrodę Oscara Della Simpatia - dla najsympatyczniejszej artystki.

Następnego dnia, jadąc Autostradą Słońca we Włoszech, trafiła do strefy cierpienia i mroku.

Po strasznym wypadku samochodowym przez 12 dni leżała nieprzytomna.

Czytaj dalej na następnej stronie

Potem były operacje, 8 miesięcy w gipsie od stóp do głów i bolesna rehabilitacja.

3 koszmarne lata, podczas których powalał ją ból, rozpacz. Na nowo uczyła się chodzić.

Sił dodawała jej miłość Zbigniewa Tucholskiego.

Napisała książkę biograficzną "Wróć do Sorrento?" i zebrała materiał na kolejną płytę. Gdy znów stanęła na scenie i w Sali Kongresowej zaśpiewała "Człowieczy los" - widownia płakała...

Zbigniew Tucholski odzyskał ją taką, jaka była przed wypadkiem. Znów się uśmiechała, a on dłużej już nie mógł czekać. Poprosił ją o rękę.

W 1975 roku urodził się chłopiec. Wdzięczna za oddanie ukochanego, poprosiła, by dziecko nosiło jego imię.

"Nasz syn Zbigniew junior dostał imię po mnie, bo Ania się uparła" - wspominał po latach mąż piosenkarki.

Czytaj dalej na następnej stronie

Żyli spokojnie na warszawskim Żoliborzu, przekonani, że najgorsze mają już za sobą.

Anna znów koncertowała. Podczas jednego z występów poczuła silny ból nogi. Musiała zejść ze sceny. Nowotwór był bezlitosny.

"Gdy już była bardzo chora, postanowiła wyłączyć się i poprosiła, by jej przyniesiono niemiecką Biblię babci" - wspominał mąż.

"Po dwóch tygodniach czytania powiedziała, że dostała od Boga znak i chce zostać ochrzczona chrztem biblijnym przez zanurzenie. Przyjęła go w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego".

Zmarła w Warszawie 25 sierpnia 1982 roku.

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Anna German
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy