Reklama
Reklama

Zajączkowska przyjaźni się z Glenn Close

Małgorzata Zajączkowska wspomina swoją pracę w Hollywood i przyjaźń z samą Glenn Close. - Odwiedzałyśmy się - podkreśla.

Wiele lat spędziła Pani za granicą. Dlaczego wyjechała Pani z kraju, skoro kariera tutaj świetnie się zapowiadała?

Małgorzata Zajączkowska: - Wyjechałam na dziewięć dni do Paryża, bo chciałam odwiedzić koleżankę. Cztery dni po moim wyjeździe wprowadzono w Polsce stan wojenny i powrót nie był możliwy. Po trzech latach we Francji pojechałam do Stanów Zjednoczonych, gdzie zostałam przez szesnaście lat.

Czy to prawda, że w Ameryce na początku była Pani bez grosza?

Małgorzata Zajączkowska: - Pieniędzy miałam niewiele. Wtedy bardzo pomogła mi Barbara Piasecka-Johnson, dając stypendium na intensywną naukę języka angielskiego w New York University. Oddała mi też do dyspozycji na siedem miesięcy swoje piękne mieszkanie w Central Park West. Jadłam śniadanie na japońskiej porcelanie, spałam w otoczeniu cennych obrazów, nie mając przy tym pieniędzy nawet na metro. Żyłam w przepychu, a jednocześnie liczyłam każdego dolara. Taki paradoks.

Reklama

Grała Pani u boku wielkich gwiazd Hollywood, jak Glenn Close i Christopher Walken. Jak się z nimi pracowało?

Małgorzata Zajączkowska: - To aktorzy bardzo łatwi we współpracy. Jeżeli jest się dobrze przygotowanym, jeżeli, jak ja to mówię, nie "świruje się", to są fantastyczni, zarówno na płaszczyźnie prywatnej, jak i na zawodowej.

Nie było zgrzytów?

Małgorzata Zajączkowska: - Nie było, bo na planie filmu hollywoodzkiego jest uzgodniona hierarchia. Tam Glenn Close jest gwiazdą, więc wiadomo, że jej zbliżenie robi się przez pół dnia, a moje przez dziesięć minut. Aktorstwo nie jest zawodem demokratycznym, z tym trzeba się pogodzić. Ale bardzo miło było z nimi pracować. I Glenn, i ja na plan zdjęciowy serialu "Rodzina Sary", w którym razem grałyśmy, przyprowadzałyśmy swoje dzieci. Jej córka była trochę młodsza od mojego syna, ale polubiły się. I my też, odwiedzałyśmy się. Glenn Close to najinteligentniejsza aktorka, jaką znam.

Przed wyjazdem z Polski uchodziła Pani za osobę nieustabilizowaną, chaotyczną i wybuchową. Emigracja wyciszyła Panią? Nauczyła sumienności i pokory?

Małgorzata Zajączkowska: - Hmm... wyjeżdżając z Polski, miałam tylko dwadzieścia cztery lata. Już wtedy ludzka głupota wyprowadzała mnie z równowagi. Byłam więc osobą porywczą, niesystematyczną. Ale zawsze byłam i jestem obowiązkowa oraz sumienna. Gdy zdarza mi się spóźnić, to cierpię. Babcia, która mnie wychowywała, a która była nauczycielką i społecznikiem, wpoiła mi szacunek do ludzi. I ja ten szacunek do bliźniego zawsze w sobie miałam. I tutaj, w Polsce, i tam, za granicą.

Dlaczego dzisiaj tak rzadko oglądamy Panią na ekranie?

Małgorzata Zajączkowska: - Ponieważ nie przyjmuję każdej roli, którą mi proponują. Po prostu.

Rozmawiał: Krzysztof Nowicki

(nr 5)

Twoje Imperium
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Zajączkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy