Reklama
Reklama

Węgrowska: Nie każdy musi mnie lubić

Czterooktawowy głos Iwony Węgrowskiej oraz umiejętności wokalne schodzą na drugi plan, kiedy o jej wyglądzie, strojach oraz operacjach plastycznych można usłyszeć niemal wszędzie. Wokalistka nie tak wyobrażała sobie swoją karierę...

Iwona wydała właśnie nową płytę - "Dzielna" - nad którą pracowała z zachodnimi producentami. Tytuł albumu zaczerpnęła od jednej z piosenek, do napisania której zainspirowały ją własne doświadczenia.

- W przeszłości byłam w ośmioletnim związku, w którym przez ostatnie cztery lata bardzo się męczyłam. W "Dzielnej" chodzi o to, żeby w momencie, w którym jesteś nieszczęśliwa, odnaleźć w sobie siłę, by powiedzieć "dość". Nie każdy ma taką odwagę. Dlatego piosenkę tę dedykuję wszystkim kobietom, które są dzielne i potrafią walczyć o siebie.

Nad Twoją płytą pracowało wielu zagranicznych, wybitnych muzyków. Jak nawiązałaś z nimi współpracę?

Reklama

I.W.: - To wszystko dzięki wytwórni, dzięki moim menedżerom. Nie ukrywam, że za granicą spodobał się mój głos, co bardzo pomogło w nawiązaniu współpracy.

Nie jesteś zadowolona z polskich muzyków?

I.W.: - Bynajmniej. Wspaniale mi się pracuje z Patrycją Kosiarkiewicz, która miała udział w powstawaniu zarówno mojej debiutanckiej płyty jak i "Dzielnej". Pracuję też z Adamem Sztabą - to dla mnie mistrz, niezmiernie utalentowany muzyk, a prywatne po prostu sympatyczny, normalny facet.

- Cenię sobie polskich muzyków, ale współpraca z zagranicznymi artystami jest dla mnie dużym wyzwaniem i wyróżnieniem. Ponadto, zauważyłam, że w Polsce bardzo ciężko jest cokolwiek zrobić, ludzie czekają tylko, aż ci się noga powinie, a wszystko, co robisz jest odbierane negatywnie. Na zachodzie ludzie są wobec siebie bardzie życzliwi.

Może to taka nasz polska mentalność?

I.W.: - Nie wiem, skąd to się bierze... Sama jestem szczerą, pogodną osobą, otwartą na ludzi. Jeśli widzę na ulicy dziewczynę w fajnym stroju, to podchodzę do niej i mówię, że ładnie wygląda, pytam, gdzie kupiła sobie to, czy tamto. Moja mama często pali się wtedy ze wstydu, ale ja po prostu taka jestem. Dlatego boli mnie, kiedy po raz kolejny czytam niepochlebne dla mnie artykuły, a pod nimi bardzo negatywne, czasem wręcz raniące komentarze.

Ciężko znosisz krytykę?

I.W.: - Rozumiem, że nie każdy musi mnie lubić. Są ludzie, którzy mnie słuchają i tacy, którzy nie znoszą mojej muzyki. Jednym pasuje to, jak wyglądam, innym nie. Nie oczekuję, że będę się podobać wszystkim. Jednak zdarza się tak, że w jednej chwili ktoś po występie klepie cię po plecach i mówi, że było super, a następnego dnia wbija ci szpilę. Taka dwulicowość jest dla mnie nie do zniesienia.

Nie tak wyobrażałaś sobie show-biznes?

I.W.: - Na pewno nie tak. Zdradzę, że w dzieciństwie modliłam się i prosiłam Boga, bym mogła występować na scenie. Przez wiele lat szlifowałam swój talent. Zawsze miałam dobrą barwę głosu, ale sam głos nie wystarczy. Piosenkarze, nawet ci najlepsi, często latami ćwiczą technikę. Ja spędziłam na nauce wiele czasu. Tak bardzo chciałam śpiewać....

Jak oceniasz polskie podwórko muzyczne?

- Kiedy zaczęłam funkcjonować w show-biznesie, poznałam drugą stronę medalu i okazało się, że nie jest tak kolorowo, jak sobie to wyobrażałam, będąc małą dziewczynką. Niemalże codziennie plotkarskie portale rozpisują się na temat moich powiększonych ust, tego, co na sobie miałam i tylko szukają powodów, żeby mi dopiec. To potrafi mnie tak zdemotywować i zranić, że później wychodzę na scenę i tracę głos w gardle.

- Dawniej, kiedy słyszałam, że jakaś wokalistka fałszowała podczas koncertu, myślałam, że nie potrafi śpiewać, że mnie by się to nigdy nie zdarzyło. Teraz już wiem, dlaczego ta dziewczyna fałszowała. Stres i presja, pod jakimi się znajduje artysta potrafi zdemotywować najlepszego piosenkarza.

Masz czterooktawową skalę głosu.

I.W.: - Jakie to ma znaczenie? Każdy woli napisać, jakie mam usta, niż o tym, jak śpiewam...

Były momenty, kiedy myślałaś o tym, żeby porzucić karierę?

I.W.: - Kocham śpiewać i nie wyobrażam sobie, że mogłabym z tego zrezygnować... Jednak przyznaję, że ostatnio miałam dłuższą chwilę załamania, nie byłam w stanie pracować normalnie. Informacje, jakich się o sobie dowiadywałam z portali internetowych, były dla mnie nie do wytrzymania...

- Wiedziałam, że zaraz wydaję płytę, ale po prostu nie miałam siły zebrać się w garść. Byłam psychicznie wyczerpana. Na szczęście mam rodzinę i współpracowników, na których mogę zawsze liczyć i którzy pomogli mi wrócić do formy. Pomogły mi też wyjazdy do Londynu, gdzie bardzo intensywnie przygotowywałam się do płyty, ćwiczyłam też w szkole wokalu. Za każdym razem wracałam stamtąd z nową, pozytywną energią. Jednak dla mnie najważniejsza jest polska publiczność. To tutaj występuję, to przed Polakami chciałabym wypadać jak najlepiej i zyskać ich uznanie i sympatię.

To nie jest tak, że nieważne co, ważne żeby o nas mówili?

I.W.: - Kiedyś tak myślałam. Mój świętej pamięci kolega, któremu dedykowana jest jedna z piosenek na płycie - "Nie odchodź D.", mówił: "Nie przejmuj się Iwona, ważne, żeby mówili". Okazuje się, że ja jednak za bardzo się tym przejmuję i wolałabym, żeby pisano mniej o tym, jak wyglądam, a częściej o mojej muzyce.

Rozmawiała: Agata Żurawska

PAP life/pomponik
Dowiedz się więcej na temat: Iwona Węgrowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy