Reklama
Reklama

Szokujące doniesienia tabloidu! "Ktoś chciał uśmiercić Irenę Dziedzic"

Zagadkowa śmierć legendarnej Ireny Dziedzic (†93 l.) budzi coraz większe emocje. Jak donosi "Super Express", latem gwiazda miała tajemniczy wypadek...

Informacja o śmierci Ireny Dziedzic była sporym zaskoczeniem. Opinia publiczna dowiedziała się o niej 12 stycznia. 

Najbardziej szokujące było jednak to, że gwiazda TVP zmarła dwa miesiące wcześniej. Jej ciało przez ten czas leżało w kostnicy.

Zaczęło to rodzić pytania, dlaczego tak długo ukrywano tę wiadomość. 

"Super Express" dotarł do szokujących szczegółów. Wiadomo już, że okoliczności śmierci Dziedzic bada prokuratura. Uznano, że w sprawę mogły być zamieszane osoby trzecie. 

"W toku śledztwa zlecono sekcję zwłok Ireny Dziedzic, która wykazała cechy niewydolności krążeniowo-oddechowej oraz zmiany chorobowe u pokrzywdzonej. Zlecono dalsze badania toksykologiczne" - zdradza rzecznik Prokuratury Rejonowej Praga-Południe.

Reklama

Tabloid dowiedział się, że pani Irena trafiła do praskiego szpitala po wypadku, jaki miała w lecie 2018 roku. 

Światło na sprawę rzucają też sąsiedzi legendarnej spikerki...

"Latem u pani Ireny zaczęli pojawiać się dziwni ludzie. Ktoś mówił, że to daleka rodzina, podobno pojawiła się też jakaś przyjaciółka sprzed lat. Do tego wypadku czuła się świetnie, była energiczna, nie przymierała głodem, bo miała wypłacaną pensję od nowego właściciela mieszkania. Potem jednak zaczęła narzekać na zdrowie" - opowiadają mieszkańcy ulicy, na której mieszkała.

"Przed tym wszystkim mówiła, że jej pogrzeb będzie sensacją. Nie wiem, skąd jej się to wzięło" - dodaje inny mieszkaniec.

Ze względu na to, że prezenterka otrzymywała zaledwie 900 złotych emerytury, podpisała kontrakt na tzw. hipotekę odwróconą - zapisała swoje mieszkanie na Saskiej Kępie (metr kwadratowy kosztuje tam 10 tys. złotych) obcej osobie w zamian za comiesięczną pensję w wysokości 4,5 tys. złotych.

***

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy