Reklama
Reklama

Smutniak o śmierci partnera

Kasia Smutniak w poruszający sposób opowiedziała o swym życiowym partnerze i ojcu jej dziecka, Pietro Taricone, który zginął tragicznie w czerwcu tego roku, w rezultacie ciężkich obrażeń odniesionych podczas skoku ze spadochronem.

W pierwszym wywiadzie udzielonym trzy miesiące po tej tragedii włoskiemu "Vanity fair", mieszkająca we Włoszech polska aktorka i modelka opowiedziała o ostatnich chwilach przed wypadkiem:

"Wiem, że w tym momencie był szczęśliwy. Przed skokiem posłał mi całusa ze śmiesznym wyrazem twarzy, wszyscy się śmiali".

"Potem skoczył. Nie zdawał sobie sprawy z niczego, umarł z uśmiechem na twarzy. Byłam przy nim. Gdybym mogła wybrać rodzaj śmierci, chciałabym tak umrzeć: w najszczęśliwszym momencie życia" - mówiła Smutniak.

Z konsternacją odnotowała, że wiele osób podaje się za przyjaciół Taricone, którego popularność we Włoszech, ukoronowana karierą aktorską, zaczęła się od pierwszej edycji "Big Brothera".

Reklama

Mówiąc o "fałszywych przyjaciołach", stwierdziła: "Wielu , których nie widziałam ani razu w czasie ośmiu lat spędzonych z Pietro, po jego śmierci pojawiło się w telewizji, by o nim opowiedzieć" - denerwowała się.

Aktorka wspomniała także o swej 6-letniej córeczce Sophie, której musiała powiedzieć o śmierci jej taty. "Ona , choć cierpi, rozumie wszystko i wie, jak jest kochana. Wie, że tata zostawił całą tę miłość wokół niej".

Smutniak zadeklarowała, że na razie nie chce wracać do skoków: "Niebo jest dla mnie tym, czym dla Pietro były konie. Dzisiaj nie mogę wrócić do skoków, z powodu Sophie. Teraz muszę myśleć tylko o niej. Chociaż wcześniej czy później wrócę do skoków. Niebo stanowi część mnie" - wyznała.

PAP life/pomponik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy