Reklama
Reklama

Romanowska: Mam świadomość tego, jak wyglądam

Mężczyźni i kobiety mierzą ją wzrokiem. Ale Elżbieta Romanowska (30 l.) akceptuje siebie i nie zamierza udawać kogoś, kim nie jest. Ma pozytywne podejście do życia, a swoim optymizmem chce zarażać wszystkich dookoła...

Podobno dopiero po trzydziestce odczuwamy największe szczęście, tak przynajmniej donoszą naukowcy. Potwierdza pani tę teorię?

Elżbieta Romanowska: - W takim razie wszystko co najlepsze dopiero przede mną! Przyznam, że większość moich znajomych raczej obawiała się przekroczenia trzydziestki. Okazało się jednak, że całkiem niepotrzebnie. To jest z tym trochę tak jak z 2000 rokiem i zapowiadanym końcem świata. Miała być katastrofa, a nic się nie stało. Nadal jest całkiem fajne życie.

A zegar biologiczny zaczął szybciej tykać?
E.R.: - Nie przeraża mnie rola matki, więc na pewno nie zamykam się na tę opcję. Wychodzę jednak z założenia, że wszystko nastąpi w swoim czasie. Nie jestem osobą, która robi coś na siłę. Nie mam zaplanowanego całego życia. Nie postanowiłam sobie, że do trzydziestki rozwijam karierę zawodową, następnie przeprowadzam casting na męża. A później już tylko dzieci, fartuszek i wicie wspólnego gniazdka. Nie odczuwam takiego ciśnienia.

Reklama

A jest pani tradycjonalistką?

E.R.: - Oczywiście, ale to pewnie tylko dlatego, że mam idealne wręcz wzorce w postaci moich rodziców. Oni są tak wspaniałą parą, a dodatkowo ogromnym wsparciem dla mnie. Jeżeli w przyszłości udałoby mi się stworzyć podobną relację, to byłabym przeszczęśliwa.

Marzy pani o białej sukni?

E.R.: - Wydaje mi się, że większość kobiet o tym marzy. Pewnie tylko nie wszystkie się do tego przyznają.

A ma pani już kandydata na męża?

E.R.: - Tego nie zdradzę. Pewne rzeczy chcę zachować wyłącznie dla siebie.

To proszę chociaż powiedzieć, jacy mężczyźni mają u pani szansę?

E.R.: - Nie mam określonego wzorca typu: wysoki blondyn albo dobrze zbudowany brunet, tudzież łysy pan z siłowni. Dla mnie facet musi mieć poczucie humoru, dystans do siebie i powinien mocno stąpać po ziemi. Życie z totalnym lekkoduchem skończyłoby się dla mnie katastrofą.

To dlatego, że sama lubi pani bujać w obłokach?

E.R.: - Momentami bywam bardzo roztrzepana. Ale zazwyczaj ogarniam wszystkie aspekty życia. Niekiedy tylko umyka mi co nieco. I dlatego potrzebuję kogoś, kto mnie od czasu do czasu skontroluje i - jak trzeba będzie - ściągnie na ziemię. Na szczęście jeszcze żadna większa wpadka w tym zakresie mi się nie przytrafiła.

Jak to jest? Tyle lat studiów i ciężkiej pracy, a dziś okazuje się, że wielu ludzi interesuje nie tylko pani talent, ale również ciało.

E.R.: - Tak było, jest i będzie. Mam świadomość tego jak wyglądam. Wiem, że mam kilka centymetrów więcej niż powinnam. Nie jestem drobną i kruchą blondyneczką. Ale w pełni to akceptuję. Nie udaję kogoś, kim nie jestem. Staram się mieć pozytywne podejście do życia i do innych osób.

Kiedy zaczęła mieć pani świadomość swojej urody i kobiecych atutów?

E.R.: - W momencie, w którym zrozumiałam, że inni ludzie widzą nas w taki sposób, w jaki my widzimy siebie.

A czy zdarza się, że mężczyźni traktują panią instrumentalnie z powodu okazałego biustu?

E.R.: - Nie dostrzegam, że faceci jakoś szczególnie zwracają na mnie uwagę z powodu mojego biustu. I to nie jest żadna kokieteria. Po prostu nie widzę tych spojrzeń dookoła. Może powinnam zacząć się baczniej rozglądać?

Cały wywiad w tygodniku "Świat&Ludzie".

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Elżbieta Romanowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy